Marzec 2025

Wpis z dnia 24.03.2025 r.
Już coś pisałem o tym co może być gdy Rosja zajmie Ukrainę

Tekst w nawiązaniu do artykułu w jednym z serwisów - więcej na Fb i  na Xsie.

To, jak dla mnie, wariant optymistyczny. I, do tego, mało realny. Chodzi mi o termin w którym Rosja mogłaby czynnie zaatakować militarnie państwa zachodnie, ale głównie Polskę. Mało realny i optymistyczny w tym sensie, że Rosja będzie czekać ileś lat żeby to zrobić. Jak dla mnie, nie będzie. Rosja już chyba przed zajęciem Krymu, a przynajmniej później, jeszcze przed inwazją i rozwalaniem Ukrainy, sugerowała, że jeżeli będzie musiała przejść w tryb militarny to nie będzie odwrotu. Czyli, że postawi na kolejne inwazje, w, tym też na państwa będące w NATO. Oczywiście, jest pytanie, czy bycie sojusznikiem NATO gwarantuje, bez ograniczeń czasowych, pełnoskalową obronę przez armię USA całego terytorium danego Państwa, czy może to byłoby coś w stylu Ukrainy. Czyli, "negocjowanie" z Rosją tego co może sobie wziąć i za co. Innymi słowy. Trump i jego ekipa to ludzie traktujący politykę na sposób biznesowy. Jak wiadomo, dla nich liczy się tylko USA i Rosja. Reszta to tło, tereny którymi chcą zawiadywać "do spółki". Wiadomo, że Europa jakby wspierała Iran, a, USA ma z Iranem jakieś sprawy. I to wspieranie przez Europę Iranu mocno USA przeszkadzało. Tak więc USA nie ma jakiegoś specjalnego, zwłaszcza politycznego, sentymentu względem Europy. Nie tylko z powodu Iranu. Rosja też jakby ma Europę na tak zwanym oku. Choćby za różne sankcje, ale też za wspieranie Ukrainy, ale też "dla zasady". Czyli, żeby mieć atuty w rozmowach z USA. I, nie tylko atuty, ale też, ewentualnie, o czym rozmawiać z USA w kwestii podziału świata. Bo, jak wiadomo, USA interesuje się, na obecną chwilę, głównie Azją. Tą Azjatycką i tą bliższą Europy, czyli, południową, aż do Morza Śródziemnego. Do tego potrzebują Rosji. Bo tam (w Azji Azjatyckiej) są Chiny, które, jak wiadomo, roszczą sobie prawa do bycia hegemonem w tamtym (i nie tylko) regionie. A, to dla USA jak kop w tak zwane dolne partie pleców. Chiny, jak wiadomo, współpracują z Rosją, ale, jak wiadomo, o czym chyba już pisałem, popełnili błąd strategiczny/taktyczny. Wymyślili sobie, że skoro Rosja potrzebuje ich wsparcia to oni to wykorzystają z korzyścią dla siebie. Czyli, potraktowali Putina jak petenta, a nie jak przywódcę największego państwa. To, jak wiadomo, dla Rosj jak naplucie w twarz. Zatem na pewno wybiorą opcję współpracy z Trumpem. Pewnie już to zrobili. Zrobią to tak, żeby Chiny nie mogły mieć do nich pretensji, ale też tak żeby Chiny wiedziały że to konsekwencje tego jak Chiny traktowały Rosję/Putina. (też coś kiedyś pisałem w tym temacie). Ale, żeby nie było, że tu (dla USA) się podkładają, to zrobią to na swoich warunkach. Czyli, będą oczekiwać "wolnej drogi" do Polski. I, pewnie już o tym rozmawiali skoro USA, ustami swoich obecnych polityków, już nadaje negatywnie na Polskę. To jakby przekaz dla innych w UE. Zatem, wracając do wątku głównego. Rosja, nawet jeżeli nie zajmie terytorialnie Ukrainy, bo niby po co?, to na pewno będzie miała możliwość zablokować Ukrainę różnymi umowami. Gdy USA to zatwierdzi, to Rosja, zapewne, tak by wynikało z strategii wojennej i rozrostu mocarstwowego - "podzielimy świat na pół" (trzeba było posłuchać intuicji i dawać mi pieniądze), będzie chciała zaznaczyć swoją obecność w Europie. Pewnie nie tylko w Polsce, ale też w Niemczech. Tym bardziej, że to już wybrzmiało w ich narracji. Reszta państw, nawet Francja i Wielka Brytania (Zjednoczone Królestwo) raczej nie będzie się wychylać bo niby jak i po co? Tym bardziej Skandynawia. A, pozostali, to raczej Szwedzki stół dla Rosji, niż państwa mogące choćby chcieć jej zaszkodzić militarnie. W, tym Niemcy. Oczywiście, Rosja nie musi mieć wielotysięcznej, czy wielomilionowej armii. Jak pisałem, Ukraina to był dla Rosji/USA poligon. W, USA władza już jest inna więc poligon można zwijać i przenosić się na inne tereny - tak pewnie oceniają sytuację. Bo co niby mają z walczenia z Rosją zasobami Ukrainy? To jak walka z wiatrakami. Ani wzmocnienia pozycji, ani niczego innego poza stratami. Z, państwowego punktu widzenia, a, tym bardziej z biznesowego punktu widzenia, a, tym bardziej z militarnego punktu widzenia, to bezsens i głupota żeby dalej wspierać Ukrainę militarnie. Zwłaszcza, że jak wiadomo, koniunktura ma to do siebie, że bywa zmienna. A, do tego, jak wiadomo, Rosja jest im potrzebna jako sojusznik militarny i gospodarczy. Ale znowu nie na temat. W, jaki sposób Rosja pewnie będzie chciała, jeżeli w ogóle, zaatakować, dajmy na to, Polskę? W, taki sam w jaki atakuje Ukrainę. Oczywiście, potrzebuje do tego o wiele więcej dronów. Ale to pewnie nie problem. Chociaż nie wiadomo, czy te państwa które zaopatrują Rosję w taki sprzęt nie warunkują zaopatrzenia zakazem stosowania wobec innych państw. Ale, jeżeli nawet, to, jak wiadomo, USA już urabia Iran. I, zapewne może tam być też kwestia zniesienia takich, ewentualnych, zakazów. Bo, jeżeli Rosja z USA są w tak zwanej komitywie w kwestii podziału terytorialnego świata, to, siłą rzeczy USA musi wzmocnić pozycję Rosji w Europie. I, tym samym, też w Rosji. Czyli, muszą dać Rosji coś co sprawi, że w Rosji ludzie będą zadowoleni z takiego obrotu sytuacji. Gdyby więc Rosja zaopatrzyła się, może już ma, w odpowiednią ilość sprzętu dronowego i pozostałych składników koniecznych do takiej inwazji, to, biorąc pod uwagę, że dość dobrze wyrobiła się w tych kwestiach w Ukrainie, raczej nie będzie chciała stosować innego sposobu inwazji. Przynajmniej w początkowej fazie. Zapewne sądzą, że wystarczy kilka dni takiego intensywnego ostrzeliwania, też od strony morza - z kilku pozycji, żeby Polska skapitulowała w trosce o życie obywateli i o nadmierne straty materialne. A, kapitulacja, to wiadomo. Przywracanie wszystkich Radzieckich pomników i nie tylko to. Flagi Rosji w urzędach i pewnie wszystko co im się zamarzy. Też praca Polaków w Rosji dla Rosjan. I, nie tylko w fabrykach, ale też w rolnictwie, w gospodarstwach prywatnych i dla zwykłych Rosjan. Wiadomo. Za jakieś pieniądze albo za jedzenie. Mają potencjał i pewnie nie zawahają się go użyć. A, co ma Polska, czyli my? Nawet mi pieniędzy Polacy nie dali. Choćby po to żeby, na wszelki wypadek, choćby teoretycznie, zabezpieczyć się na taki scenariusz. A, jeszcze przecież są Niemcy/Bruksela. A, tam Rosja pewnie też ma chęć rządzić i władać. To, jeżeli USA da im od siebie wolną przestrzeń, to chyba nie zrezygnują w imię międzynarodowej przyjaźni, której i tak nie ma.
Już coś w tym temacie pisałem. 
P.S.
Wydaje mi się, że Polscy politycy jeszcze żyją mentalnie w czasach gdy wystarczyło, żeby wyartykułowali jakiś problem, oni, albo też biskupi, a, on się "sam" rozwiąże. Że, to taki "system" wspierający "dobre" intencje. Yhy. Taa. I, co jeszcze? 

Wpis z dnia 23.03.2025 
Odnośnie wieloświatów i współpracy między nimi

Pojawia się kwestia. Od którego momentu da się przenieść zadania do tak zwanych światów równoległych, a, do którego zadaniowość występuje wyłącznie w tym? Czyli, co na to wpływa? A, może jest tak, że wciąż funkcjonujemy w wieloświecie, coś na kształt kalejdoskopu światów, wzajemnie zależnych albo stanowiących całość jednego świata? Coś na kształt wieżowca, w którym funkcjonujemy jedynie na jednym piętrze. Z możliwością, że te pozostałe są niezamieszkane, ale można korzystać z ich zasobów. Uruchomienie komputera w takim "wieloświecie" niekoniecznie musi oznaczać, że nastąpiło uaktywnienie takich samych komputerów w pozostałych światach. Bo, rozumiem, że naukowcy sugerują, że takowe tam się znajdują. A, jeżeli się znajdują, to skąd się wzięły? Pojawiły się gdy tu taki zbudowano? A, może to nasz pojawił się bo gdzieś indziej taki powstał? Na jakiej zasadzie coś co się tu tworzy ma się pojawiać w innym "świecie"? I, na jakiej zasadzie miałyby razem obliczać w tym samym momencie dane zadanie z jednego świata? A, co, jeżeli w tym samym czasie, w innym świecie. ktoś inny uruchomił inne zadanie? To wtedy nasz, z automatu i bez wiedzy tutejszych naukowców, też weźmie udział w zadaniu, a, tamte w jego zadaniu? Coś nie gra w tej teorii. A, hurraoptymizm już nieraz zaprowadził naukowców w ciemne zakamarki błędów naukowych. Gdyby rozwiązanie było inne, to jakie? Może jako wkroczenie - z tytułu właściwości, w obszar nieograniczoności albo kolejnej strefy (też z określonymi ograniczeniami)? To jak z jazdą samochodem. Po normalnej drodze jedzie z określoną, dozwoloną prędkością. Czasami mniejszą, czasami większą. Zbyt większa może doprowadzić do załamania działania - na przykład, wypadnięcia z jezdni. Nasz świat to taka jezdnia po której można poruszać się z daną prędkością. Ale są też autostrady. Czyli, następny etap, który pozwala na jazdę z prędkością sporo większą. I, nie tylko pozwala, ale wręcz wymaga. Można przyjąć, teoretycznie, że nie da się jechać po autostradzie z prędkością niższą niż minimalnie dozwolona. Jeżeli nasz samochód dysponuje odpowiednią mocą to ma prawo skorzystać z zjazdu na autostradę, a, nawet zjeżdża samoczynnie gdy tylko jego prędkość osiągnie odpowiednią wartość. Tym samym jego osiągi i możliwości sporo wzrastają. To tak jakby w jednej sekundzie na drodze przejechał sto metrów, a, na autostradzie, mógłby nawet tysiąc - gdyby jego moc była aż tak duża. Tym samym sekunda na autostradzie to wielokrotność sekundy na drodze. Czyli, tu pojawia się potęgowanie. A, dalej to chyba sami dacie radę? Bo dla mnie forsy, mimo pisania o tym, nie widzę.

Wpis z dnia 22.03.2025
Uran - planeta Układu Słonecznego


Jak wiadomo, jedna z tak zwanych planet US nazwana została Uran. Astronomem nie jestem więc nie będę pisał o tym z czego się "składa", ani jak orbituje wokół Słońca. W nazwie URAN jest jak wiadomo RA. Można też powiedzieć: U RA. N pewnie też coś znaczy. Niby Słońce to RA. URA (N) (to też Rosyjskie zawołanie, przynajmniej tak to wygląda na filmach. Może kiedyś to miało być Uran). Uran podobno jest niebieski. Ziemskie niebo jak wiadomo, jakby też. Wiadomo też jakby, że niebo to, dla, choćby Katolików, miejsce gdzie żyje BÓG, ale także ci Katolicy, którzy umrą, a, życiem na to zasłużyli. Wiadomo, że dawniej stosowano też różne formy kodowania informacji. Jedną z nich mogło być mitologizowanie tejże informacji. Czyli, kodowanie jej w różnych opowieściach, często "wymyślanych" dla takich celów. Też przekształcanie informacji w formę mitu/historii - w celu jej zachowania do późniejszych czasów. Być może z niebem chodzi też o to, że URAN to miejsce gdzie żyli albo żyją ci, których tu określano jako BÓG i pozostali. Kolor się zgadza, nazwa też może wskazywać, że to miejsce skąd jest RA. RA to jakby BÓG więc założenie, że RA i pozostali to "ludzie" z Urana mogłoby mieć sens logiczny. Można też założyć, że specyfika Urana jest taka, że mogą tam żyć "ludzie" z odpowiednimi zasobami chemicznych struktur. I, że takie struktury wymagają bycia dobrym i w tym stylu - tu na Ziemi. Bo, jak wiadomo, dana postawa generuje dany rozwój chemiczny w organizmie. I, tym samym, też w strefach określanych jako duchowa/mentalna/umysłowa/itp. Oczywiście, już tu, na Ziemi można podlegać wpływom i też wsparciu różnych, tak zwanych planet. Oczywiście, to są różne oddziaływania, które pewnie dają różne efekty. Też, w zależności w jakim trybie jest dana osoba. To też zależności Chemiczne. Można by wysnuć wnioski, że dany typ energetyczny może skutkować przeniesieniem do danego ośrodka planetarnego. Być może, im dalej tym lepiej. Za Uranem jest jeszcze Neptun. Też jest chyba niebieski więc to może oznaczać, że tam przebywają/żyją jeszcze wyższe pod względem rozwoju w określonym kierunku byty. Z, naszego punktu widzenia im zimniej tym gorzej. Ale inne struktury chemiczne mogą uważać takie środowiska za "idealne" do życia. I, tu kolejna kwestia. Jak wiadomo, są przekazy, że BÓG stworzył Ziemię. Może ci z Urana albo z Neptuna? I, że kiedyś Bóg był na Ziemi. Już samo to jakby świadczy, że to forma cielesna. Oczywiście, może też być duchowa. Bo mogą mieć albo taki dostęp komunikacyjny/możliwości, albo po prostu mogą móc formować się na różne sposoby. Gdyby przyjąć, że byli w formie "cielesnej" albo jakiejś takiej, to czego by potrzebowali żeby tu, przynajmniej przez jakiś czas (może też dłuższy, ale już w inny sposób), móc być. Oprócz własnych zasobów także odpowiedniego środowiska. Czyli, odpowiednich miejsc gdzie mogliby czuć się jak u siebie albo chociaż w miarę podobnie. Mając odpowiednią wiedzę, umiejętności i możliwości, choćby mentalne - bo pewnie głównie takimi by się posługiwali, mogliby wytworzyć na Ziemi odpowiednie warunki dla siebie. Oczywiście, nie wszędzie, bo główny cel to życie tutejszych "ludzi". Mogłaby to być jakaś ekspedycja naukowo-odkrywcza. Nawet kilka, też z Nepuna - woda. Albo nawet coś na kształt zesłania tych którzy u nich zaczęli "obniżać poziom" i groziła im zagłada. Tak zwana ewolucja ma różne kierunki. I, zapewne wszędzie jest aktywna. Zatem, co by zrobili? Pewnie zmienialiby klimat na podobny do własnego. Czyli, zrobiliby takie "urządzenia" i odpowiednio by je umieścili, żeby "tworzyły" lód/mróz. Najlepiej gdzieś z dala od miejsc które chcieliby kształtować. Zatem, z logicznego puktu widzenia, w miejscach, które obecnie określamy jako Antarktydę/Antarktykę i Arktykę. Może nawet musieli zmienić nachylenie/ustawienie Ziemi, bo może kiedyś oś planety była w innych miejscach, a, i sama planeta była inaczej ustawiona? Może nawet "zrobili" Księżyc i go odpowiedno usytuowali? Skoro "zrobili" Ziemię (niejako na nowo) to Księżyc pewnie też. Lody Antarktydy i cały system związany z porami roku też. Też inne zlodowacenia, też system lodowatych wichur, także całą resztę klimatu też mogli zrobić. Bo niby dlaczego nie mogliby tego umieć albo móc? Przekazy określane jako religijne albo mityczne dość wyraźnie wskazują na jakąś, dawną aktywność w tym zakresie. Ale nie tylko przekazy, ale też różne normy, zakazy, nakazy i tym podobne, też mogą być elementem tej struktury. Bo nie tylko sam klimat, ale też ludzie mogą być częścią tej ich konstrukcji na Ziemi. "Eksperyment" może mieć o wiele większy zasięg. A, jeżeli to rodzaj tak zwanego wygnania z opcją powrotu, na co też wskazują różne "religijne" informacje, to system miałby jeszcze większe rozwarstwienie/poziomowanie i rozbudowę. Oczywiście, mogli tu być nawet wiele razy. I, być może co jakiś czas przybywają żeby sprawdzić co się dzieje z ich "dziełem". A, wtedy może naprawiają "maszyny", przywracają ekosystem (albo go wzmacniają/zmieniają), likwidują straty, lub "czyszczą" środowisko z śmieci i z tych, którzy dokonali zaśmiecenia. Może nawet dają szansę na rozwój "cywilizacyjny" innym Ziemskim formom? Z, naszego punktu widzenia rok to określony czas gdy Ziemia wraca do punktu sprzed roku. Skoro my żyjemy, dajmy na to, 80.lat w, w miarę dobrej formie to, jeżeli u nich rok ma taką samą, dla nich, wartość rozwojową jak u nas dla nas, a, być może żyją nawet dłużej w dobrej formie niż swoje osiemdziesiąt lat, to ile lat każdy z nich żyje naszych lat? Albo tych z Neptuna? O ile oczywiście, jacyś tam są. Dla nich my jesteśmy jak dla nas chomiki, które żyją dwa lata albo trochę dłużej. Albo nawet jakieś muszki, które żyją kilka miesięcy albo krócej. Jeżeli jacyś kiedyś się tam rozwinęli to pewnie byli ciekawi co jest gdzieś indziej. Nie tylko dalej w Kosmos, ale też w drugą stronę, do wewnątrz. Raczej potrafiliby, według swoich możliwości, zbudować coś co pozwoliłoby im na zbadanie tematu. A, jeżeli sami nie byliby chętni to może jakieś interakcje z Ziemi mogłyby ich do tego skłonić/zmusić. Wiadomo, Chemia ma różne zasięgi i różne oddziaływania.
Oczywiście, to może znaczyć, że tamtejsi jakoś tu funkcjonują. Może nawet jako ludzie. Bo mogli po to zmieniać klimat żeby tu funkcjonować nie tylko jako przybysze, ale jako mieszkańcy. 

Wpis z dnia 16.03.2025
Jak działa tak zwana Rzeczywistość?

Tytuł artykułu w jednym z serwisów: "Ulubiony kraj Polaków pod wodą. "Oglądaliśmy dantejskie sceny" 

Moje na ten temat zdanie jest, "na dzisiaj", mniej więcej takie: Jak działa tak zwana Rzeczywistość? Opcji jest więcej niż się wydaje. Jedną z nich jest opcja "zamiast". Jak wiadomo, w Watykanie było/jest pewnego rodzaju napięcie, też emocjonalne, związane z zdrowiem obecnego Papieża. Wiadomo, że pisałem, że to też w ramach podziękowań za brak właściwej postawy. Nie tylko Papieża, ale też wyznawców. Mówiąc/pisząc bardziej zrozumiale. Moje nastawienie zadziałało w taki sposób, że Papież zaczął czuć się źle. Nie tylko dlatego, że ma swój wiek, ale głównie dlatego, że ludzie, też Papież, bazują na tym co ja myślę/chcę. A, ponieważ nie dbali/nie dbają o mnie i o to żebym był zadowolony to skutki są odpowiednie do tego jacy są. Oczywiście, jak wiadomo, Papież miał problemy zdrowotne, bo tak to działa. Ale, że zastosowano pewne, wielopoziomowe i wielotorowe blokady/oddziaływania, w, tym też zapewne, może nieuświadomioną albo niewyrażoną, niechęć do tak zwanej pokuty/sypania głowy (rozum) popiołem, ale, też do bycia/zostania tak zwaną ofiarą za grzechy to osiągnęto pewien efekt w tym zakresie. Jak wspomniałem, zastosowano co najmniej kilka opcji blokujących należny skutek. Jedna to oczywiście, opieka medyczna, pewnie z różnymi dodatkami, inna to, jak wiadomo, modlitwy, błagania i tym podobne oddziaływania mające odwrócić trend. Co, jak widać, też zadziałało. Ale, że, jak to mówią, natura nie lubi próżni, to tym samym, efekt mojego niezadowolenia wystąpił. Tyle, że w innych zakresach/wydarzeniach. Co można też interpretować jako rzeczywisty (lub przewidywalny) ciąg zdarzeń. Jak wiadomo, w tym czasie doszło w Włoszech do kilku trzęsień ziemi, w, tym co najmniej dwóch dość silnych. Do tego, opady deszczu/y z, skutkami powodziowymi. I, to zapewne nie wszystko. Czyli, jak napisałem wcześniej, nastąpiła zamiana jednej opcji na inną. Warunkowana dodatkowymi czynnikami/oddziaływaniami. Czyli, nastąpiło rozproszenie/przeniesienie odpowiedzialności/skutków mojego niezadowolenia na innych ludzi. Na wyznawców, ale pewnie też na niewyznawców. Ale to nie tylko przeniesienie odgórne, tylko też reaktywność zbiorowa. To dość prosty/zrozumiały przykład tego, że deklarowanie i niewywiązywanie się, są ze sobą powiązane i mogą powodować skutki. Też pozadostrzegalne (dla kogoś niezorientowanego w funkcjach/mechanizmach tak zwanej Rzeczywistości) i wykraczające poza strefy akceptacji zależności. Dawniej było to dość dobrze znane i rozumiane. Obecnie echem tych dawniejszych znań jest tak zwane założenie o efekcie skrzydeł motyla. Oczywiście, są też, przeważnie pojedyncze, osoby, które mają temat w tak zwanym małym palcu. Czyli, że wiedzą co i jak bez konieczności uczenia się o czymś takim. Ale większość idzie na tak zwany żywioł i robi to czego od nich ktoś "ważniejszy" oczekuje. Robią to przeważnie bez tak zwanej refleksji. I, tym samym, przyczyniają się do zaistnienia różnych sytuacji/zjawisk, też tych niekorzystnych. To taka logika istnienia i bycia aktywnym. A, że ja jestem Polakiem to "ulubiony kraj Polaków" doznał szwanku. Cóż. Kto jak kto, ale Polacy potrafią czytać po Polsku. Mają też najłatwiejszą możliwość zapoznania się z tym czego chcę/oczekuję. 
A, co robią? 
Dopisek.
To co stało się w Macedonii też zapewne jest efektem tych modłów o zdrowie Papieża. I, pewnie upał w Grecji też. Bo z takimi energiamii jest jak, dajmy na to z wodą. Płynie tak długo jak długo ma do tego potencjał. Żeby takich sytuacji unikać trzeba robić to co należy robić - ale czasami sporo wcześniej. I, raczej nie na tak zwany żywioł/na hurra, tylko z prawidłowym myśleniem. To jak z jazdą samochodem. Jechać trzeba tak jak trzeba, a nie tak jak coś tam czasami pcha do działania. Trzęsienie w Meksyku to też ja. I, nawet trafiłem z datą. I, to też w ramach "podziękowań". I, pozostałe co to występują, też na Filipinach. Nie piszę, bo bym musiał co kilka godzin wrzucać nowy tekst po kilka zdań. 
Dopisek. 
To co piszę o sobie nie znaczy, że, po pierwsze, nie mylę się, a, po drugie, że  nie "kombinuję", albo, że nie jestem "stronniczy". Pewnie jestem. Bo to też jest skutek/efekt tego, że ludzie nie dają mi pieniędzy mimo tego, że sami takich pieniędzy ode mnie oczekują. To ma swoje przełożenie na całokształt Rzeczywistości.

Wpis z dnia 16.03.2025 r.
Temat: Takie sobie banialuki.   

Tytuł artykułu w jednym z serwisów: "Ostrzeżenie z kosmosu. Zmiażdżą ludzkość niczym pluskwę". 

Jak wiadomo, są różne przekazy sugerujące, że tak zwana ludzkość wciąż jest poddawana przez tak zwanych Kosmitów, albo kogoś kto za kogoś takiego się podaje, tak zwanej weryfikacji egzystencjalnej. Oczywiście, jest pytanie, czy zawsze przez tych samych, czy może się to zmienia. A, jeżeli się zmienia to dlaczgo? Z, dawniejszych przekazów wynika jakby, że było to robione dlatego, że ludzie nie "trzymali" założonego poziomu w zakresie zachowania się. Mówiąc ogólnie. Już samo to świadczy o jakiejś formie twórczości eksperymentalnej albo o oprogramowaniu z określonymi granicami. Obecnie, jak się wydaje, system zmienił/przewartościował się. Albo, jak niektórzy sugerują, zmienili się "operatorzy", czyli, też cel rozwojowy. Być może tylko pozornie, bo może doszło do, jak też niektórzy sugerują, uwłasnowolnienia ludzi jako takich. Ale to jednak tak nie działa jak nam się wydaje. Ale to inny temat. Co do Kosmitów, którzy mieliby tu się pojawić i nas obserwować. Musieliby mieć podobne możliwości poznawcze. I, niejako z założenia dążyć do interesowania się kimś innym, z innych światów. Gdyby przybyli z bardzo daleka to jest szansa, że "po drodze" mieliby wgląd w wiele innych światów. I, pewnie też poznaliby wiele innych sytuacji na tych światach. Może nawet widzieliby wiele zagład, a, także, wiele rozwojów. Niby dlaczego mieliby się przejmować naszym? Czy nas obchodzą jakieś korniki w jakimś lesie, na jakimś drzewie, gdzie w ogóle nikt od setek lat nie był i, co najwyżej, ktoś tam się na chwilę, może jako pierwszy, pojawił i zobaczył drzewo opanowane przez korniki? Nas to nie obchodzi i tego kogoś też niewiele. Co najwyżej popatrzy, postuka, może odłubie trochę kory i sobie pójdzie. Bo co go to obchodzi. Nasz świat to takie jedno drzewo, gdzieś na jakimś pustkowiu gdzie pewnie nikt nie zagląda. A, jeżeli nawet się tam znajdzie to na chwilę. A, jeżeli nawet na dłużej to i tak nie będzie nic robił bo po co? A, jeżeli nawet będzie próbował coś zrobić to może mieć ograniczone możliwości. Też w zakresie własnych rezerw, zasobów i innych planów. Może mógłby ściąć te drzewo ale co by to dało? A, jeżeli do tego uważa, że ingerencja byłaby nieuprawniona i w ten sposób byłby jak te korniki to tym bardziej nic nie zrobi. Może co najwyżej dawać drzewu podpowiedzi co robić albo próbować dać info kornikom, że gdy rozwalą drzewo to stracą szansę. Ale to jak dyskutowanie z kamieniami. Nawet jeżeli rozumieją to i tak ich tryb życiowy blokuje im zrobienie czegoś spoza ich zakresu możliwości. A, jeżeli taki "Kosmita" jest jak badacz to może sobie siedzieć i oglądać, o ile ma czas i chęć, żeby zobaczyć efekt końcowy. Bo to go może bardziej interesować niż "naprawianie sytuacji. Z naszego punktu widzenia to gdzie jesteśmy to świat/życie. Ale, z punktu widzenia kogoś spoza tego świata to tylko jakiś typ jakiegoś środowiska/środowisk. Oczywiście, może też być zupełnie inaczej. Na przykład, że tak zwana Chemia/Fizyka, zwłaszcza ta w wydaniu Ziemskim to tylko pewne elementy tworzące dane struktury. Czyli, że to rodzaj "sztucznego" świata. Oczywiście, może też być tak, że to tylko elementy jakiegoś oprogramowania, które jako takie tworzy Rzeczywistość. Też w zakresie Kosmosu. Czyli, że to taka "książka"/film albo jeszcze coś innego. Oczywiście, może też być tak, że Kosmos jako taki jest "osobną" strukturą/przestrzenią, a, jedynie Ziemia (ewentualneUS) jest "zrobiona". Tak jak robi się ogród, sad, miasto, państwo, czy inną strukturę wewnątrz naszego świata. Ale, jak napisałem, to może też być zwykłe oprogramowanie, może z różnymi możliwościami. Też w zakresie autoprogramowania. Albo w zakresie rekonfigurowania. Możliwości, zwłaszcza teoretycznych jest sporo. I, co ważniejsze, niektóre mogą się rozwijać w kolejne. Oczywiście, z punktu widzenia Chemii/Fizyki to tylko procesy, zbiory procesów, zbiory zbiorów procesów itp. Gdyby był ktoś spoza tego "świata" to dla niego to co się tu dzieje mogłoby wyglądać jak dla nas kod oprogramowania. Albo jak dla nas jakiś proces chemiczny. Albo w ogóle nie widziałby co tu się dzieje naprawdę tylko widziałby jakieś zmiany w "chemicznym" promieniowaniu. Gdy patrzymy, dajmy na to, na roślinę to co widzimy. Jeżeli to wiosna, to, że wczoraj była trochę inna niż jest dzisiaj. A, czego nie widzimy? Tych wszystkich procesów które to powodują. Czyli, też tego co dzieje się gdy promienie słoneczne oświetlają tę roślinę. Tak jak nie widzimy powietrza i nie wiemy co w nim jest. A, to jest tylko to co sobie potrafimy uzmysłowić. A, czego nie obejmują nasze "zmysły" to już tego nawet nie potrafimy uzmysłowić ani tym bardziej pojąć. O wielu sprawach nie mamy nawet śladu pojęciowego. Co do zanieczyszczania. To może też być skutek tak zwanej "karmy". Ale bardziej tego, że żyjemy w tak zwanym społeczeństwie i tworzymy pewne struktury, które z punktu widzenia natury jako takiej są, co do zasady, błędne. Nie tylko pojęciowo, ale też konstrukcyjnie. Ale za to dają pojęcie o ewentualnych skutkach i możliwościach danej opcji rozwojowej. Podobno w jakichś tropikach są mrówki, które, gdy wędrują to niszczą wszystko co napotkają. I, co? Świat się przez to zawalił albo ktoś go przez to zniszczył? Nie, bo nie można. Struktura Rzeczywistości jest mniej więcej taka, że zachodzi reaktywność. A, to oznacza, że każda opcja ma swoje uzasadnienie i uwarunkowanie. A, to, że z naszego punktu widzenia wygląda to raz tak a raz tak to też kwestia procesów które się dzieją. Czy da się coś zrobić żeby zmienić otoczenie na inne niż takie jak w filmie Idiokracja ? Pewnie są takie opcje. Ale, jak ze wszystkim, najpierw trzeba dać, żeby mieć. Bo to pierwszy krok do zmiany nastawienia.

naszabazafirm.pl 

moja strona na której można mieć reklamę swojej firmy/biznesu
Szukaj