Współpraca - teksty - archiwum

Zbiorczo

WSPÓŁPRACA 06/04/2022, godz. 20:32 Kwiecień 2022 miesiącem ... Wpis z dnia 06.04.2022 Miałem napisać miesiącem bomby, ale tych bomb było już chyba tyle, że to by musiała być jakaś dziwna bomba żeby można tak było określić ten miesiąc. Wiadomo, że pisałem, nie tak dawno, że ludzie nie płacąc mi pieniędzy biorą na siebie odpowiedzialność za to co będzie się działo. A, co się dzieje to widać. Już o tym chyba pisałem. Pisałem też 14.05.2021 w "Co by tu wymyślić?" o "zawodzeniu". Pisałem też o tym, że robię nowe rozdanie dla tego świata - 12.09.2020 "Duża katastrofa". Możliwe, że też już o tym wspominałem. Pisałem też kiedyś, że czekam na pieniądze od pani Tymoszenko i od kilku innych osób za to, że zostali uwolnieni. Wiadomo, że, jak grochem o ścianę. A, to bardzo nie fer (nie fair) względem mnie. Jak zresztą każde inne niepłacenie mi. Cóż. Jak to mówią. Z, błota nie będzie kota. Czyli, że moje oczekiwania były płonne. Co, oczywiście było dość oczywiste. Tyle, że mi bardziej chodziło o to, żeby udowodnić hipokryzję wszystkich, którzy mi nie płacili. Czyli, całej obecnej cywilizacji. W, świecie oddziaływań, a, w, takim świecie funkcjonujemy trzeba zasilać odpowiednie silniki jeżeli chce się osiągać odpowiednie skutki. To, dla naukowców jest dość oczywiste. I, dla każdego w miarę wykształconego też. Nie płacąc mi ludzie wybrali opcję najgorszą z możliwych. Też już o tym pisałem. Każda siła ma swoją tendencję, którą można zablokować siłą o wartości przewyższającej tę siłę. Lub siłą innego typu ale mającą taki potencjał. Ponieważ ludzie, że się tak wyrażę, postanowili obejść mnie bokiem, chyba na zasadzie: lepiej nie ruszać bo będzie smród, to tym samym zrezygnowali z siły blokującej negatywny, z ich punktu widzenia, kierunek "rozwoju" cywilizacji. Czy płacenie mi coś by zmieniło? Już o tym wspominałem, że tak. I, to dużo. Po pierwsze zmieniłoby genetykę rozwoju. Byłby to zupełnie nowy czynnik, który, siłą rzeczy wywarł kolosalny wpływ na dynamizm zdarzeń. Oczywiście, teraz nikt tego nie przyzna, bo tym samym trzeba by przyznać, że ludzie ceniący spokój i tak zwany dobrobyt, w, tym ci uważający siebie za wierzących, zwyczajnie zawiedli. I, to bardzo. I, nie da się tego przykryć altruizmem sytuacyjnym. Nie da się zagłuszyć czynu zaniechania. I, który będzie wykazany przy Osądzie Ostatecznym. Jak wiadomo, pisałem też o Awarii Rzeczywistości. Jak widać, po czasie wirusa nadszedł czas kolejnej Awarii Rzeczywistości. W, zasadzie to tylko kolejne etapy tego, że ludność tego świata nie płaciła mi tego co chciałem. Awaria Rzeczywistości to proces co najmniej trzydziestoletni. Pisałem, już chyba w 2012 roku, że tak zwany Koniec Świata robię wtedy kiedy sam chcę i tak jak sam chcę. A, chyba ludność tego świata zasługuje na to, żeby go zobaczyć w całej okazałości. I, ze świadomością, że sama wybrała taką drogę. WSPÓŁPRACA 06/10/2016, godz. 17:57 Ponowienie oferty wpisano: 06.10.2016 Brakuje Ci farta? Masz wrażenie, że czegoś Ci brakuje? Chciałabyś to zmienić, ale nie wiesz jak? Chyba umiem to zmienić. Z, tym, że "chyba" to raczej tak asekuracyjnie, bo trudno to udowodnić, ale moje doświadczenie wskazuje na to, że umiem. Możesz, jeżeli chcesz, sama się o tym przekonać zamawiając u mnie tego typu usługę. Tu, powinienem wyjaśnić, że są różne sposoby i metody poprawiania sytuacji. Już chyba to opisywałem, ale nadmienię jeszcze. W zależności od pewnych czynników, których nie chce mi się opisywać, mogę poprawić czyjąś "sytuację emocjonalno-fartową (określenie na własny użytek) w ten sposób, że mogę oddziaływać, pisząc obrazowo, zarówno "interesując się daną osobą" lub wykazując brak takiego "zainteresowania". Zarówno jeden, jak i drugi sposób mogą dać osobie, która korzysta, dużo "energii". Z tym, że chyba brak zainteresowania (nie będę opisywał co konkretnie mam na myśli, bo to kwestia "tajemnicy handlowej", lub zwyczajnie mojego patentu) daje lepsze efekty i, jest dla osoby korzystającej, bezpieczniejszy psychicznie. Czyli, jakbym miał komuś polecić, to właśnie ten. Jest też warunek, że nie należy mieć jakiegoś nastawienia do mnie, gdy się to zamawia, bo może przeszkadzać i nawet szkodzić. Wystarczy proste, zwykłe zamówienie. Efekty są, przypuszczam, niemal natychmiastowe, czyli mniej niż siedem dni wystarczy, żeby odczuć zmianę na "lepsze". Napisałem "lepsze" w cudzysłowiu, bo nie każdemu taka zmiana musi dobrze zrobić. Jakby nie było, jest to często nowe, nieznane, dla tego, kto zamawia, pole do działania i trzeba też uważać, żeby za bardzo nie stracić kontroli nad tym co się robi. To, jak z fartem w kasynie. Jeżeli się wygrywa, to trzeba zachować umiar, żeby nie zacząć przegrywać. Jak można zamówić? Albo na telefon albo na e-mail: krzysztof@przepowiednie.pl. W zamówieniu nie należy rozpisywać się, ani po co, ani dlaczego. Wystarczy proste zamówienie typu: "chcę zamówić oddziaływanie na poprawienie nastawienia do życia." Co mi jest potrzebne? Imię i, niekoniecznie, nazwisko, aktualne zdjęcie, co najmniej twarzy, ale najlepiej całej sylwetki. Może być na e-mail, lub mms na telefon, lub link do jakiegoś profilu społecznościowego, gdzie zamawiająca osoba ma swoje zdjęcia. Ponieważ, jak wspomniałem, znam różne sposoby, to trzeba, przynajmniej na próbę, wybrać ten, który określam jako bezpieczny psychicznie. Warto też, po tych kilku dniach, po opłaceniu zamówienia i otrzymaniu informacji, że usługa została wykonana (wykonanie zamówienia nie wcześniej, niż po otrzymaniu wpłaty i, nie później, niż cztery dni po otrzymaniu wpłaty) napisać mi, czy coś się zmieniło i, jak. Ale, zaznaczam, że trzeba pisać prawdę i, tylko prawdę. Czasami, zwłaszcza gdy robi się to pierwszy raz, może to potrwać trochę dłużej, ale nie dłużej niż dwa tygodnie. Żeby móc sobie porównać, to warto zapisać sobie ocenę swojego samopoczucia i ogólnie sytuacji, zanim złoży się i opłaci zamówienie i po tym, gdy otrzyma się info, że usługa została wykonana, a także tydzień później, a potem jeszcze też. Choćby po to żeby samemu mieć jakąś wiedzę na temat, czy to coś daje i, co. Bo, niektórzy potrzebują innego rodzaju stymulacji, czasami odwrotnego do tego, o którym piszę. Takich "oddziaływań" w ramach jednego zamówienia wykonam kilka, czyli około pięciu. To, jak długo będą trwały skutki, zależy od różnych czynników, czasami mogą być już na stałe, ale to też zależy od preferencji zamawiającego. Koszt jednego zamówienia to 200,00 złotych, ale pierwsze zamówienie rabat 50% i, okazyjnie, 100,00 złotych. Procedura: złożenie zamówienia na e-mail, lub smsem, łącznie z przesłaniem zdjecia, wpłata 100,00 złotych (przy pierwszym zamówieniu) i, po wpłacie, przystępuję w kilka dni do realizacji zamówienia. Czas całkowitej realizacji to kilka dni, w zależności od tego, co uważam, za stosowne, że trzeba zrobić. Chodzi o utrwalenie nowych nastawień. Po zakończeniu, wysyłam info na e-mail lub smsem, że zamówienie zostało wykonane. Gdybym tego nie zrobił, bo z jakichś powodów nie mógłbym, to piszę, że jeszcze nie, ale to się raczej nie zdarza. Gdyby co, bo czasami wiem, że termin dla zamawiającego nie jest korzystny, to piszę, że, na przykład, zrealizuję za dwa tygodnie. Ale nie później i, tylko w jakichś wyjątkowych okolicznościach. Dla osób z zagranicy, zarówno polskiego, jak i innego, obywatelstwa, bo realizować mogę zamówienia z każdego kraju, koszt zamówienia próbnego, to równowartość 25 EURo, a kolejnego 50 EURo. Zamawiać należy głównie w przypadkach opisanych powyzej, bo w innych mogą następować konflikty preferencji. WSPÓŁPRACA 05/02/2016, godz. 15:40 Oferta na wzrost stanu gotówkowego wpisano: 05.02.2016 Oferta dla osób, które mają dość niskie (do 1500,00) złotych miesięcznie, dochody z pracy najemnej (na rękę). Jak wiadomo, gotówka, to jest niemal niezbędny czynnik, prawie jak powietrze, potrzebny, żeby móc w miarę prawidłowo funkcjonować w świecie zdominowanym przez różne trendy społeczne, które to trendy, z racji tego, że są wyrazem interesów różnych grup społecznych powodują różnice społeczne, a tym samym finansowe i dochodowe. Zatem praca najemna, opłacana dość niskim wynagrodzeniem, rozliczana nie w trybie tygodniowym, ale miesięcznym i, to może jeszcze po iluś dniach od zakończenia miesiąca, nie jest zbyt atrakcyjna, żeby nie powiedzieć, że jest bardzo stresująca więc i depresjogenna. Prawidłowo zorganizowane społeczeństwo wyzbywa się patologii, w tym zarobkowej, ale na to potrzeba dużej dawki inteligencji społecznej, której w wielu państwach po prostu brakuje lub jest ona zdominowana przez tę część społeczeństwa, która ma jakiś interes w tym, aby stan faktyczny był taki, a nie inny. Zatem mam poniekąd pewną propozycję (chyba już taką samą lub podobną opisywałem, ale nie każdy wszystko czyta więc niech będzie, że to nowa), która, być może, wesprze takie osoby, o ile zechcą ją "zakupić", w ich sytuacji finansowej. Na czym to polega? Gwarancji nie ma więc to jakby taki "ekseryment", ale istnieje duża doza prawdopodobieństwa, że będzie skuteczny więc może warto zaryzykować. Otóż polega to na prostej czynności, czyli "zamówieniu" u mnie mentalnego "wsparcia finansowego". Koszt jest dość wysoki, ale biorąc pod uwagę, że to eksperyment i, że pewnie będę musiał wprowadzać jakieś poprawki, to niech będzie, że tylko jedyne polskie 20 PLN za trzy miesiące "wsparcia". Jeden miesiąc to zbyt mało, dwa mogłyby wystarczyć, żeby zamawiający przekonał się czy to działa, ale trzy to tak dla pewności. Za te 20 PLN powinno się otrzymać dodatkowo przynajmniej 500,00 PLN w tym okresie, licząc od następnego dnia po wpłynięciu wpłaty (wpłata z góry), przez 100 dni. Powiedzmy, że 500,00 PLN, to kwota, którą można zyskać (nie tylko z tytułu tej lub innej pracy, ale z każdego innego, pod warunkiem, że nie należała się przed rozpoczęciem "eksperymentu") za te 20,00 PLN. Każde rozpoczęte następne 500,00 PLN lub wielokrotność, to bezwarunkowe "dołożenie" dla mnie, powiedzmy, że 5%, od nadwyżki, do kwoty 1000000,00 PLN, a powyżej tek kwoty, 10%. Zamówienia można wysyłać na e-mail: Krzysztof@przepowiednie.pl wyłącznie dla siebie. Zamówienie powinno wyglądać mniej więcej tak: zamawiam mentalne "wsparcie finansowe" dla: imię, nazwisko, rok urodzenia lub coś, co będzie charakterystyczne dla osoby zamawiającej, na przykład jakiś wymyślony pseudonim lub ciąg znaków (ale należy go nie udostępniać i pamiętać). Potem szybko wpłacić 20 PLN i prowadzić w jakimś notatniku zapiski przez te trzy miesiące, codziennie, typu: jest nowa gotówka/nie ma nowej gotówki. Jeżeli ktoś nie ma e-maila, lub nie chce go użyć, to może skorzystać ze zgłoszenia zamówienie finansowego wsparcia mentalnego wpisując w polu nazwa firmy swoje imię oraz nazwisko, a potem, w ofercie, tekst zamówienia. Pozostałych pozycji nie trzeba wypełniać. Ważne. Za te 20,00 PLN można tylko jednorazowo, tytułem próby, złożyć zamówienie. Nie należy składać zamówienia, jeżeli potem będzie się chciało zrezygnować bez wpłaty, bo to może być szkodliwe. Zapraszam wszystkich chętnych. WSPÓŁPRACA 14/10/2015, godz. 20:44 Dla zainteresowanych. Wpisano: 13.10.2015 Dla zainteresowanych. Oferowałem różne możliwości (płatne) przekonania się o tym, czy korzystanie z mojego "wsparcia" jest korzystne. Dla odmiany zaproponuję coś nie za pieniądze, tylko za działanie. Jeżeli chcesz się przekonać czy takie "wsparcie" może w ogóle mieć miejsce, to możesz skorzystać z oferty "wsparcie na próbę" i zrobić tak: W tym serwisie jest zamieszczony dział nasza baza firm, w którym znajdują się wpisy firm ze strony naszabazafirm.pl. Wprawdzie w naszabazafirm.pl nie ma zbyt wielu firm, ale nie o to chodzi. Możesz sobie wybrać co wolisz. Możesz na przykład wybrać sobie którąś z tych firm i skorzystać z zakupu jej usługi/towaru informując ją, że to za pomocą tego serwisu się z nią kontaktujesz. Albo możesz wybrać (codziennie, przez dziesięć dni z rzędu) jedną lub więcej lub nawet codziennie inną/inne, jakąś firmę z naszabazafirm.pl i wyszukać przez tę "najpopularniejszą" wyszukiwarkę jakieś hasło lub ciąg słów z jej oferty/nazwy itp. dopisując na końcu wyszukiwania słowo naszabazafirm. A potem kliknąć w link do naszabazafirm.pl. Jeżeli tak zrobisz, to możesz potem, co najmniej kilka razy, powiedzieć w myślach mniej więcej tak: zrobiłem wg zaleceń odnośnie naszabazafirm.pl. Chcę otrzymać wsparcie na próbę. I tyle. "Wsparcie na próbę" będzie funkcjonowało przez, dajmy na to 30.dni, czyli miesiąc od chwili gdy to pomyślisz. W ten sposób, nie wydając pieniędzy (poza skorzystaniem z usług/towaru firmy z naszabazafirm.pl, o ile zechcesz), będziesz mogła/mógł się przekonać czy w ciągu tego miesiąca miałaś/eś sytuacje, które możesz zakwalifikować jako "wsparcie" w sytuacjach, które bez niego mogłyby potoczyć się inaczej. Wsparcie na próbę można wziąć, jak sama nazwa wskazuje na próbę, czyli raz. Ale można polecić komuś tą opcję i jeżeli ta osoba skorzysta z tego wariantu to wtedy można ponownie samemu też skorzystać z "wsparcia na próbę". Takich poleceń (żeby potem skorzystać z "wsparcia na próbę") jedna osoba może zrobić pięć, nie więcej. Później, jeżeli będzie uważała, że warto, musi skorzystać z opcji płatnej. WSPÓŁPRACA 07/07/2013, godz. 13:07 Z życia wzięte XXXI czyli o pewnym warunku wpisano: 07.07.2013 Z życia wzięte XXXI czyli o pewnym warunku, który miał być spełniony (ale nie został) żeby świat mógł dalej istnieć w obecnej postaci. Być może był to zwykły sen, a być może coś na pograniczu między snem, a jawą. Jakby nie było tak było jak jest napisane. Jeszcze chyba o tym nie pisałem, a przynajmniej nie tak wprost, ale mam duży wpływ na to jak układa się sytuacja gospodarcza w danym kraju. Mogę zrobić tak żeby ogólny trend był bardzo dobry, dobry lub jakikolwiek inny. Ktoś zapyta dlaczego nie robię? Proste. Bo ja robię, a zasługi przypisują sobie inni. Drugi powód to taki, że mam wymagania wobec ludzi. I to nie tylko dotyczące mnie, ale też ich samych. Lubię gdy ludzie są uprzejmi, mili, spokojni, kulturalni i tak dalej. Nie lubię chamstwa, cwaniactwa, kombinatorstwa i tak dalej. Gdy widzę, że ludzie są tacy jak lubię to im pomagam. Na swój sposób. Czyli daję im "farta". Wszystko im się układa pomyślnie. Ale chyba za bardzo się powstrzymywałem od ingerencji gdy widziałem te inne zachowania. Te, których nie lubię. Rozpanoszyły się te zachowania tak, że uczciwi ludzie nie mają jak żyć. No, ale nie o tym chciałem. Zastanawiam się jak by to napisać żeby nie namieszać ale wyłuszczyć o co mi chodzi. Było to już tyle lat temu, że tak dokładnie nie pamiętam o co wtedy chodziło. A wydaje mi się, że chodziło o coś dość ważnego. Ale do rzeczy. Miałem wtedy coś między dziesięć a piętnaście lat. Leżałem sobie i miałem już zasnąć gdy jak zwykle w takich przypadkach pojawiła się informacja o przyszłości. Pierwszy odezwał się jeden z tych którym zależy na zachowaniu władzy na Ziemi w takiej formie jaka jest. - Słuchaj - powiedział do mnie. My chcemy żebyś dał nam szansę na spróbowanie przekonania ciebie do tego świata. - Nie ma sprawy - odpowiedziałem. A jak to widzicie? Bo wiecie, że nie jestem przekupny. - Jeżeli ożenisz się z kimś od Ciebie to będziesz urządzał świat po swojemu. Ale jeżeli ożenisz się z kobietą, która należy do nas to wtedy świat pozostanie taki jakim my chcemy żeby był. Warunek jest też taki, że musisz podjąć próby. - Jestem skłonny zgodzić się na takie warunki. Ale kto będzie wybierał kandydatki? - Ty. Ale żeby nie było, że wciąż będziesz kombinował i szukał nowych swoich a odrzucał nasze to niech będzie tak, że tylko po jednej kandydatce od ciebie i od nas. Możesz wybrać które chcesz. Ale warunek jest też taki, że my możemy ci przeszkadzać w dokonaniu wyboru. I nie będziesz wiedział czy ta, którą wybrałeś była od nas czy od ciebie. Nie będziesz też pamiętał do czasu rozstrzygnięcia o co toczy się gra. - Okej. Ale ja też mam warunki. Chcę żeby kandydatki też nie wiedziały o jaką stawkę toczy się gra. I żebym mógł z nimi postępować według własnych zasad. I gdy zreygnują z szansy jaką im dam to już bezpowrotnie. Nawet gdy sobie później uświadomią co od nich zależało i zechcą zmienić zdanie to ma być już musztarda po obiedzie. - Zgoda - odpowiedział jeden z tych, którym zależy na zachowaniu władzy na Ziemi w takiej formie jaka jest. O czymś jeszcze wtedy dyskutowalismy przez chwilę, ale ponieważ najważniejsze kwestie zostały ustalone to rozeszliśmy się. Ja potem spokojnie zasnąłem. Dlaczego o tym piszę? Bo w czerwcu tego roku zakończył się okres obu prób. I obie były, że tak powiem, spalone. A to onacza tylko jedno. WSPÓŁPRACA 29/06/2013, godz. 15:24 Z życia wzięte XXX czyli kolejna krótka wzmianka wpisano: 29.06.2013 Z życia wzięte XXX czyli kolejna krótka wzmianka o dość istotnym elemencie albo inaczej historia być może zmyślona o kamieniu węgielnym albo o królu w przebraniu żebraka. Było to chyba kilka lat temu. Pewien pan przegrał wybory prezydenckie. Niedługo potem miał zostać premierem, ale ta rola niezbyt przypadła mu do gustu. Był nawet bardzo niezadowolony z faktu, że ma nim być. Zastanawiał się długo. Rozważał za i przeciw. I wciąż miał w sercu gorycz wcześniejszej przegranej. Wreszcie postanowił. Zgoda, powiedział w myślach do głosu, który namawiał go do tego by objął tekę premiera. Zgoda, zostanę premierem ale pod jednym warunkiem. Jakim? Zapytał głos, chociaż dobrze wiedział jaka będzie odpowiedź. Nie chcę być premierem tylko przez rok albo dwa lata ani nawet jedną kadencję. Chcę być premierem najdłużej z dotychczasowych. Należy mi się to za tą przegraną. Bo to przecież ja miałem wygrać wybory prezydenckie. Prawie mi to obiecałeś głosie. Zgoda, odpowiedział głos w głowie polityka. Będziesz premierem najdłużej spośród dotychczasowych, ale jeżeli nie spełnisz mojego jednego, małego warunku to stracisz stanowisko nim upłynie osiem lat. Będziesz premierem przez mniej więcej siedem lat i może dziewięć miesięcy. Ale wiesz, że gdy ja czegoś oczekuję to należy mi to zapewnić? Przez to, że nie zapewniłeś mi tego co chciałem gdy byłeś pewnym kandydatem na prezydenta straciłeś swoją szansę. A to nie było coś wielkiego. Raptem jedna mała reklama, którą miałeś u mnie mieć, za jedyne 1200,00 złotych. Tyle wystarczyło żebyś był prezydentem. Pamiętam jak obiecywałeś, że gotów jesteś oddać dużo więcej. A przecież wiesz, że ja przychodzę jak złodziej w nocy, tak aby nikt kto mnie wołał nie mógł mnie rozpoznać. Bo nie sztuką jest wiedzieć i dać. Sztuką jest nie wiedzieć i dać temu o kim się nie wie, że jest tym kim naprawdę jest. I co? I znowu historia się powtórzyła. Bo, o ile wiem dalej nie ma butów z numerem siedem i pół. A chciałem tylko żeby zmienić przepisy do końca ubiegłego roku. Przecież pisałem o tych butach. WSPÓŁPRACA 06/04/2022, godz. 20:32 Kwiecień 2022 miesiącem ... Wpis z dnia 06.04.2022 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 06/10/2016, godz. 17:57 Ponowienie oferty wpisano: 06.10.2016 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 05/02/2016, godz. 15:40 Oferta na wzrost stanu gotówkowego wpisano: 05.02.2016 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 14/10/2015, godz. 20:44 Dla zainteresowanych. Wpisano: 13.10.2015 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 31/08/2013, godz. 21:55 Telepatia wpisano 31.08.2013 godzina 20:54 Jak już wspominałem jestem telepatą. Piszę o tym w związku z tą zaginioną Iwoną. Prawdopodobnie mógłbym telepatycznie wpłynąć na osoby, które coś wiedzą na temat tej pani i powodów jej zaginięcia żeby albo powiedziały co wiedzą, albo przyznały się. Jednak, jak już też wspominałem potrzebne do tego (chyba) by mi było coś tej Iwony lub tych jej znajomych, którzy byli z nią na tej dyskotece i może też coś wiedzą. I to takiego co nie było za bardzo dotykane przez inne osoby. Piszę chyba, bo sprawdzałem tę (jedną z wielu) moją umiejętność na matce Madzi. I po tym jak to zrobiłem doszło do tego "przyznania się". Wtedy nie potrzebowałem niczego, ale pewnie dlatego, że miałem jakby bezpośredni dostęp do właściwej osoby. W przypadku pani Iwony sprawa jest trochę inna. Żeby było jasne. Mam pewne ograniczenia, które nie pozwalają mi samemu "pchać się z ofertą". A piszę o tym dlatego, że już trochę męczy mnie ta niemoc. Zwłaszcza tego pana od odnajdywania ciał. WSPÓŁPRACA 07/07/2013, godz. 13:07 Z życia wzięte XXXI czyli o pewnym warunku wpisano: 07.07.2013 Z życia wzięte XXXI czyli o pewnym warunku, który miał być spełniony (ale nie został) żeby świat mógł dalej istnieć w obecnej postaci. Być może był to zwykły sen, a być może coś na pograniczu między snem, a jawą. Jakby nie było tak było jak jest napisane. Jeszcze chyba o tym nie pisałem, a przynajmniej nie tak wprost, ale mam duży wpływ na to jak układa się sytuacja gospodarcza w danym kraju. Mogę zrobić tak żeby ogólny trend był bardzo dobry, dobry lub jakikolwiek inny. Ktoś zapyta dlaczego nie robię? Proste. Bo ja robię, a zasługi przypisują sobie inni. Drugi powód to taki, że mam wymagania wobec ludzi. I to nie tylko dotyczące mnie, ale też ich samych. Lubię gdy ludzie są uprzejmi, mili, spokojni, kulturalni i tak dalej. Nie lubię chamstwa, cwaniactwa, kombinatorstwa i tak dalej. Gdy widzę, że ludzie są tacy jak lubię to im pomagam. Na swój sposób. Czyli daję im "farta". Wszystko im się układa pomyślnie. Ale chyba za bardzo się powstrzymywałem od ingerencji gdy widziałem te inne zachowania. Te, których nie lubię. Rozpanoszyły się te zachowania tak, że uczciwi ludzie nie mają jak żyć. No, ale nie o tym chciałem. Zastanawiam się jak by to napisać żeby nie namieszać ale wyłuszczyć o co mi chodzi. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 29/06/2013, godz. 15:24 Z życia wzięte XXX czyli kolejna krótka wzmianka wpisano: 29.06.2013 Z życia wzięte XXX czyli kolejna krótka wzmianka o dość istotnym elemencie albo inaczej historia być może zmyślona o kamieniu węgielnym albo o królu w przebraniu żebraka. WSPÓŁPRACA 21/06/2013, godz. 19:13 Z życia wzięte XXIX czyli krótka wzmianka o dość istotnym elemencie wpisano: 21.06.2013 W ubiegłym roku, we wrześniu albo jakoś tak, w jednym z serwisów przeczytałem o jakimś indiańskim horoskopie. Było tam coś o tym jacy są ludzie urodzeni w 1963 roku albo jakoś tak. Coś tam było o niedzwiedziu. Nie pamiętam dokładnie, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że, jak pisałem, jestem poniekąd spod znaku LWA, chociaż raczej nie przywiązuję do tego jakiegoś specjalnego znaczenia. Ale zanim się dowiedziałem o tym, że są jakieś znaki zodiaku to byłem przywiązany do koloru brązowego (właściwie wciąż jestem) i wydawało mi się właśnie, że mam coś "wspólnego" z niedźwiedziem. Było to we wczesnym dzieciństwie. I gdy przeczytałem tamten "horoskop" to po pierwsze odniosłem wrażenie, że jakoś do mnie pasuje, a po drugie przypomniałem sobie o tym, że kiedyś uważałem, że lubię albo, że mam jakiś powiązanie z niedźwiedziem. Dopiero gdy dowiedziałem się o znakach zodiaku to niejako "przestawiłem się" na LWA. To tylko taka ciekawosta. Ale być może chodzi w tym o coś więcej. O co? A, o tem potem. WSPÓŁPRACA 03/09/2012, godz. 23:50 Z życia wzięte XXVII wpisano: 03.09.2012 czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. A także o tym co powinienem robić, a przed czym bronię się rękami i nogami. Jak już wspomniałem, "uważam", że posiadam pewien status. Uważam w cudzysłowiu, bo tak po prawdzie nie tyle uważam co wiem. Ale to też nie tak jak to wygląda gdy się to czyta. Bo to przecież niekoniecznie musi dotyczyć mnie samego. Bo, jak też już wspomniałem, może być tak, że to ktoś przeze mnie usiłuje komunikować się z Ludźmi. A ja jestem tylko przekaźnikiem. Zatem gdyby tak było (no i już mi uciekło co miałem napisać, jakbym miał jakąś blokadę na przekazywanie takich informacji) że jestem tylko przekaźnikiem to należałoby się zastanowić kim jest ten ktoś. To, że piszę albo mówię, że to ja coś zrobię albo mogę to niekoniecznie znaczy, że ja, czyli Krzysztof, to mogę. A piszę to dlatego iż wiem, że nieraz było tak, że nawet gdy chciałem coś zrobić to nie mogłem. Wielu ludzi twierdzi, że ludzie nie mogą robić takich rzeczy. I być może to prawda. Może, żeby to robić, potrzebują albo czyjejś "pomocy", albo odpowiedniej dawki jakiejś energii. Ciężko to wyczuć, chociaż mnie to spotyka od dzieciństwa. Nieraz było tak, że już myślałem, że mi to przeszło (nawiasem mówiąc życie bez tych "stanów", jak już chyba wspomniałem, jest o wiele przyjemniejsze. Po prostu wtedy żyje się tak jakby człowiek mógł dysponować swoim życiem, a w moim przypadku jest tak, że powinienem żyć według czyjegoś scenariusza. A na to nie mam wielkiej ochoty, ale to i tak nie ma znaczenia. Bo po prostu nie da się tego zmienić. Nawet jeżeli przez chwilę się uda to zaraz nastąpi zmiana nastawienia psychicznego i tym samym nastąpi zmiana postrzegania. Problem z rzeczywistością jest taki, że ma różne aspekty. Co powinienem robić? Otóż pownieniem, z tego co wiem, "głosić" powrót Mesjasza. Jednak moje zdroworozsądkowe podejście do życia mówi mi, że Ludzie powwinni trzymać się razem. Bo w sumie istotne jest to żeby żyć w miarę dobrze, zdrowo i zgodnie z pewnymi normami. I że w sumie żaden Mesjasz nie jest tu do niczego potrzebny. Bo niby co miałby robić i dla kogo. No tak, ale to jedna strona medalu. Druga wygląda tak, że jednak wielu ludziom źle się dzieje. Do tego sytuacja rozwija się w kierunku niezbyt komfortowym. I być może ktoś taki jak ja, taki zimny prysznic, jest Ludziom potrzebny do zmiany nastawienia psychicznego. W każdym bądź razie chodzi o to, że już dawno zauważyłem pewną prawidłowość. Gdy (nawet tylko w myślach, bo raczej rzadko o tym komuś wspominałem) myślałem o sobie w ten sposób, że jestem Sługą Chrystusa albo jeszcze kogoś (ale nie wymienię kogo) to wtedy te moje zapowiedzi o tym, że coś się wydarzy były jakby dużo bardziej sprawdzalne. Tylko teraz powstaje pytanie o czym to świadczy. Czy o tym, że jest tak jak napisałem czy może o tym, że jest wprost przeciwnie. A to, że się wtedy coś sprawdza to tylko próba wpuszczenia mnie na fałszywy trop. I tu znowu trzeba by wrócić do pytania kto za tym stoi. Oczywiście wielu ludzi powie, że na pewno nie Bóg, bo on jest dobry i nie może robić takich rzeczy jak trzęsienia ziemi itp. I być może to prawda. Ale ktoś inny powie, że jednak może, bo niby są nawet na to dowody, choćby w różnych pismach. I to też być może jest prawda. Same dylematy. A do tego dochodzą jeszcze inne opcje jak UFO, albo ludzie z przyszłości albo co tam jeszcze komu przyjdzie na myśl. Wychodzi na to, że najlepiej robią ci, którzy nie zajmują się takimi sprawami, twardo chodzą po ziemi i dbają o to, żeby im bylo dobrze tu i teraz. No, ale nie każdy tak może. Jak już wspomniałem nie mam ochoty "głosić" niczego, bo nigdy nie lubiłem lobbować na rzecz "cudzych" interesów. Ale może to mój błąd. Może powinienem to robić. Ale po prawdzie raczej chyba nie. Tylko, że sami Ludzie mnie do tego zmuszają. Jak wspomniałem od tego jak Ludzie mnie traktują zależy moje nastawienie psychiczne. A od tego znowu zależy choćby to, że mógłbym pozbyć się tych swoich "zdolności". Ale z drugiej strony wtedy wielu innych mogłoby poczuć, że mają wolną rękę do różnych działań. I dlatego chyba nie uda mi się stracić tych moich zdolności. Bo to jest tak, że im bardziej jestem wolny od uzależnień albo jak chcą niektórzy grzechów tym łatwiej przychodzi mi wpływanie na "wydarzenia", albo zaglądanie w "przyszłość (bo umiem i to i to. A i jeszcze wiele innych rzeczy też). A myślenie o sobie jako o Słudze jeszcze to wzmacnia. Ale, żeby móc myśleć o sobie jako o Słudze to muszę przestrzegać pewnych norm i zasad. No i przed rokiem 1998 było tak, że to co pomyślałem bardzo łatwo się spełniało. A miałem wtedy to nastawienie, że w 1998 roku nastąpi przyjście Chrystusa. Z drugiej strony myśl, że jestem w błędzie też była, bo ja nawet do "swoich" przekonań nie jestem w pełni przekonany. Było tak, że już przestawałem jakby nad tym panować i jakby otwierał się jakiś kanał, który przez to, że jestem zbyt "przestrzegający tych "norm" spowoduje jakiś globalny kataklizm. Nie chce mi się tu wszystkiego przypominać, ale naprawdę zaczynało robić się tak jakby wydarzenia zaczynały przyśpieszać. Wtedy pomyślałem, że jeżeli czegoś nie zrobię to wszystko się rozwali. I to przeze mnie. Nie na darmo jest tak, że ludzi wychowuje się tak aby nie rozwijali się na zbyt "czystych". Bo tacy "czyści" ludzie, nie pijący, nie palący i jeszcze inne nie robiący mają potencjał, którego zwrot jest przeciwny do tych "normalnie" żyjących. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Nie będę pisał co konkretnie robiłem bo nie wypada. Ale chodziło o obniżenie mojego stanu "czystości". Po to, żeby ten kanał chociaż trochę się zamknął. Trochę mi się udało, ale w końcu i tak wrócę na właściwy poziom, bo po prawdzie nie mogę zbyt długo funkcjonować na Waszym. Nawet gdybym chciał to nie mogę bo o prostu nie jestem wtedy sobą. A to nie jest dobra wiadomość. Nie tylko dla mnie ale też dla wielu ludzi. Bo, jak już wspomniałem, mi jest o wiele łatwiej wywoływać choćby trzęsienia ziemi, ale nie tylko, niż znaleźć jakieś spokojne, dobrze płatne zajęcie. Dlatego powinienem dostawać od Ludzi pieniądze, żebym mógł zająć się ich wydawaniem. Bo wtedy wielu by na tym mogło skorzystać. Ale jak widać to co stare musi odejść. Stare w sensie, sposobu postrzegania świata. WSPÓŁPRACA 26/08/2012, godz. 05:45 Jeszcze trochę o przeczuciach. wpisano: 26.08.2012 Gdy pisałem o "Katastrofa/y" to miałem, nie pierwszy zresztą raz, coś takiego, że czułem jakby przy mnie ulatniał się gaz. Normalnie czułem zapach gazu. Kiedyś kilka razy też tak miałem. I po tym przedwczorajszym czuciu i po tych wcześniejszych, zawsze wydarzało się coś z wybuchem gazu. Tylko nie umiem za bardzo wyczuć z czym to będzie związane i kiedy. Piszę to po to, żeby ktoś, jeżeli ma coś podobnego, wiedział, że takie rzeczy też się zdarzają. A ewentualność, że czułem gaz, który gdzieś tutaj się ulatniał nie wchodzi w rachubę. Pewnie wachlarz wskazówek jest dużo szerszy i pewnie jeszcze dużo mógłbym się nauczyć. Wracając do tego gazu. I dlatego pewnie się tak źle czułem, bo i w tej Wenezueli ludzie nagle zginęli i we Francji w tej katastrofie lotniczej i ten astronauta zmarł. A na mnie takie wydarzenia bardzo źle wpływają. Nie jestem chory, gdyby ktoś myślał, ale ni stąd ni zowąd czuję się bardzo źle. I to nie jest kwestia pogody, bo lubię zarówno gdy jest deszczowo, jak i gdy jest słonecznie. Po prostu odbierając to co się ma wydarzyć, a odbieram nie tylko same wydarzenia, ale też nastroje i samopoczucie ludzi, niejako zbieram na siebie to jak się ci ludzie czują przed śmiercią albo gdy mają umrzeć. Jak pisałem, mieć coś takiego to jest przechlapane. Po wydarzeniach to przechodzi, chyba, że szykują się następne. Po co o tym piszę?. Też po to, żeby ci co chcą się zajmować takimi sprawami wiedzieli, że bywa różnie. No i kiedyś, gdy byłem jeszcze kilkulatkiem to uważałem, że gdybym ja umiał takie rzeczy to bym o tym mówił ludziom, żeby wiedzieli, że jest to możliwe. Kiedyś, w latach około 83/84, mówiłem jednej znajomej Elżbiecie, że kiedyś napiszę książkę. Ale, że to nie będzie taka normalna książka tylko taka inna. Chyba nie użyłem słowa wirtualna ani internet. Ale, możecie mi wierzyć, albo nie, ale właśnie to miałem na myśli. Nie mam możliwości - bo się nie da, ale na tych różnych nazwach, gdybym mógł je wcześniej rejestrować to chyba bym fortunę zarobił. Nieraz wystarczyło żebym tylko pomyślał jaka nazwa, albo słowo będzie sławne albo pożądane i albo zaraz, albo w ciągu kilku dni chodziło mi po głowie. Problem polega na tym, że, albo zaraz zapomnę, albo takie słowo jest na tyle w tym czasie dla mnie nietypowe, że nawet mi się wierzyć nie chce, że ktoś go użyje. A po jakimś czasie czytam, że, albo jest taka nowa firma, albo do użytku weszło słowo, które mi kiedyś chodziło po głowie. No, coż. Umiem już dużo, a teraz trzeba by się nauczyć na tym zarabiać pieniądze. I to spore. Ale chyba zacznę od małych kwot, żeby nabrać wprawy. Tylko brakuje mi motywacji. Ja jestem z tych, którzy potrzebują motywacji (którą jest kobieta) do tego żeby zacząć na poważnie zarabiać pieniądze. WSPÓŁPRACA 25/08/2012, godz. 13:03 Trochę o przeczuciach wpisano: 25.08.2012 Czasami jest tak, że coś mi chodzi po głowie, ale tego nie wpisuję, bo albo nie wiem po co miałbym wpisać, albo chcę się przekonać czy się wydarzy mimo tego, że nie podałem. Tak było też ostatnio (już w lipcu) z pewnym wpisem o tym, że kiedyś gdy miałem ze 14 lat byłem na Mazurach, u rodziny i tam też akurat była u swojej rodziny pewna dziewczyna. Nic takiego się nie wydarzyło o czym warto by napisać, dlatego nie pisałem. Poza jednym. Ta dziewczyna nazywała się Kuriata. Imienia nie pamiętam. Była z Gdańska. No i co z tego, po co o tym pisać, ktoś powie. Ja też podobnie myślałem gdy mi chodziło po głowie żeby to napisać. Aż do, chyba wczoraj, gdy przeczytałem jak ma na nazwisko ta Kasia, która zaginęła w Warszawie. A do tego zaginęła 22.08. - a jak pisałem datę tę podałem nie bez powodu. Tylko nie dokończyłem, bo miałem jeszcze zrobić wpis o tej znajomości. Wyszło jak wyszło. Takich pojedyńczych słów które są charakterystyczne dla jakiegoś wydarzenia mam w głowie sporo. Jak już pisałem chodził mi po głowie Holmes, Batman, a dawniej też Utoja, Brejvik i wiele innych. Chyba jednak zacznę wpisywać takie pojedyńcze słowa, żeby nie było, że piszę po fakcie. A i jeszcze w związku z zaginięciem. Już po przeczytaniu o tym w internecie chodziło mi po głowie jakby miała z tym związek jakaś młoda kobieta, nie z Warszawy. Ale nie tylko ona bo jeszcze ktoś, kto właściwie nie chciał mieć z tym nic wspólnego. Mam takie wrażenie, jakbym to już kiedyś przeżywał i później okazało, że było tak jak napisałem. Ale nie wiem ile w tym czucia tego co się rzeczywiście wydarzyło, a ile nakładania się informacji - czyli, że gdy kiedyś to widziałem to mogłem widzieć tę sytuację, że tak myślę, a nie to co się faktycznie stało. A ten sen, który mi się kiedyś śnił o tej wizycie w telewizji to śnił mi się gdy miałem piętnaście lat. Żeby nie było, że niedawno. WSPÓŁPRACA 24/08/2012, godz. 10:02 Z życia wzięte XXVI wpisano: 24.08.2012 czyli o tym czego nie wiem. Albo nie rozumiem. Dzisiaj, gdzieś około czwartej rano miałem taki sen. To był sen z tych, po których człowiek się budzi i już nie może zasnąć. Śniło mi się, że jestem w jakimś miejscu, z jakimiś ludźmi. I jakbym był jednym z nich. Ale to nie było w tych czasach, tylko wtedy gdy mówiło się o UNRA. Bo to słowo padło we śnie chyba ze dwa razy. Tak jakbyśmy w nim nie chcieli tej UNRY. Tak się zastanawiałem czy ten sen świadczył o tym, że kiedyś żyłem w tamtym miejscu czy też może, że ktoś kto nie żyje, a wtedy tam żył próbuje przeze mnie nawiązać jakiś kontakt z kimś żyjącym obecnie, a kogo wtedy może znał. Bo czasami tak wygląda jakby ktoś korzystał ze mnie do nawiązywania jakiegoś kontaktu z kimś dla siebie znajomym z poprzedniego życia a żyjącym obecnie. I to nie tylko jakaś jedna nieżyjąca osoba, ale różne. Nie naraz, oczywiście. Może też być tak, że to ja kiedyś żyłem w różnych miejscach i jakbym rozpoznawał kogoś kogo wtedy znałem. Ale może też być tak, że to jednak inni ludzie (umarli) próbują przeze mnie nawiązać kontakt ze swoimi bliskimi znajomymi. To by tłumaczyło to, że czasami moje zainteresowanie jakąś osobą jest chwilowe, albo impulsywne. No bo w sumie jeżeli kogoś nie znam to niby czemu miałbym się tym kimś interesować? Chyba, że zainteresowanie jest efektem sygnału od tej drugiej osoby. Na zasadzie - nawiązałem kiedyś kontakt emocjonalny i ta więź, która nas połączyła działa niczym nić pajęcza. Gdy ta osoba pomyśli o mnie to następuje u mnie jakaś reakcja, a gdy ja pomyślę o tej osobie to u niej być może też następuje reakcja. Takich historii jest pewnie mnóstwo więc mnie też może to spotykać. Albo być może umarli (niektórzy) mają wgląd w to co się wydarzy i gdy zbliża się odpowiednia chwila to już czekają żeby przeze mnie jak przez bramę albo okno chociaż przez chwilę z kimś porozmawiać albo chociaż na tą osobę spojrzeć. Wolałbym mieć od tego spokój bo mi to rozwala rozkład codziennych zajęć. Chociaż to może być jakiś uboczny skutek zaglądania w przyszłość. Ale z innej strony pewne sprawy wskazują na to, że to jednak ja kiedyś żyłem w różnych miejscach i znałem osoby do których mnie "ciągnie". Albo "odpycha". Bo takie też spotykam. Wydawać by się mogło, jak chcą niektórzy, że to mało realne. Ale jednak jest wiele przypadków opisywanych przez różne osoby, które wskazują, że takie rzeczy jednak mają miejsce. O ile to nie efekt zaglądania w przyszłość. Ostatnio też, ni stąd, ni zowąd (niby, bo kiedyś, gdy zaglądałem w przyszłość żeby zobaczyć co mnie spotka, to już jakby przeżywałem to co mnie teraz spotyka) napisałem wiadomość do kogoś. I to taką jakiej właściwie nie powinienem wysyłać, bo właściwie nie było powodu żebym to zrobił. No, może poza jednym. Chyba, że poza tym jednym powodem kiedyś jednak coś nas łączyło. Trudno wyczuć, bo zaglądanie w swoją przyszłość skutkuje nakładaniem się informacji i tym samym pewnym zakłóceniem możliwości działania w teraźniejszości i właściwego rozpoznania sytuacji. Bo w sumie nie wiadomo czy to co się czuje albo wie, to efekt tego, że się zaglądało w przyszłość czy informacja o tym co kiedyś było albo będzie. Ale coś mnie nakierowuje na konkretny kierunek. Nawet jeżeli chcę się wycofać to zaraz pojawia się czynnik wymagający ode mnie wyboru i reakcji. Pozornego wyboru, bo jeżeli nie robię tego co powinienem to napięcie narasta i nic innego nie mogę robić aż zrobię to co powinienem. Tak jakbym musiał postępować w pewien określony sposób. Przechlapane. Przynajmniej pozornie. Bo może sam kiedyś ustawiłem sobie wydarzenia, żeby działy się tak jak się dzieją. Jak pisałem, otworzyła się jakaś nowa strona i sprawy toczą się w nowym kierunku. Wygląda na to, że koniec ze skakaniem z kwiatka na kwiatek (w sensie metaforycznym i telepatycznym). Pewna osoba ma chyba na mnie wpływ większy niż ja sam mam na siebie. Mogę wyciągać błędne wnioski i nawet pewnie bym chciał żeby tak było, ale chyba raczej mam rację. Wydaje mi się, że pewnej osobie też to nie pasuje, bo też jej psuje dotychczasowe życie. Albo jest taka cwana, że tylko sprawia takie wrażenie. Może jednak nic z tego nie wyniknie. WSPÓŁPRACA 20/08/2012, godz. 00:38 Z życia wzięte XXV ciąg dalszy wpisano: 19.08.2012 przed północą. Jak już napisałem My pochodzimy z dalekiej przyszłości, ale też z dalekich regionów Kosmosu. Napisałem też, że pochodzimy ze staropradawnego rodu. Napisałem też, że My to Ludzie z dalekiej przyszłości. Jak to rozumieć? Wydaje mi się, że to proste, ale na wszelki wypadek postaram się wytłumaczyć. Otóż My, czyli ja, Ten, Który Wie, Ta, Która Buduje i jeszcze wielu innych pochodzimy z dalekich regionów Kosmosu i ze staropradawnego rodu. W naszym regionie i w naszych czasach. Jesteśmy potomkami Ludzi. I dlatego pochodzimy ze staropradawnego rodu. Wszyscy inni, którzy są w naszych czasach są dużo młodsi. Nie mają takich pradawnych korzeni. Jako potomkowie Ludzi jesteśmy, że się tak wyrażę "elitą". Miejsce, w którym żyjemy w "naszych" czasach jest też bardzo daleko od Ziemi. Dlatego napisałem, że pochodzimy z dalekich regionów Kosmosu. Oczywiście z punktu współczesnych Ludzi to też jest bardzo daleko. Nie tylko w przestrzeni ale i czasie. Tak, że to co napisałem jest jakby dwuznaczne. A co to znaczy, że zwijam manatki? Znaczy tyle, że demontuję to co tu zbudowałem. A zbudowałem pewne podstawy do rozwoju. Pisałem też, że byłem tu zaproszony przez Waszych przodków z zapewnieniem, że będę odpowiednio traktowany. A tak się nie dzieje. Wprawdzie mam do Was pewien sentyment, jako do swoich dalekich przodków, ale prawdą jest też, że my postępujemy w zgodzie z pewnymi zasadami. Możemy czasami je blokować, ale jednak nie tolerujemy ich łamania. Zwłaszcza przez nas samych. Chociaż bywamy cierpliwi to jednak nie widząc ani nie czując zaangażowania z drugiej strony robimy to co uważamy za właściwe. Jeżeli o mnie chodzi to nie jestem tu po to żeby samemu się zaaklimatyzować do Waszych oczekiwań i postaw, ale po to żeby się przekonać czy i na ile jesteście gościnni, tak jak nam przekazywano z pokolenia na pokolenie. I jak zapewniali nas Wasi przodkowie. Dlatego nie mam dzieci ani żony. Bo to by oznaczało aklimatyzację i tym samym akceptację istniejącej sytuacji. Chociaż może takie jest moje zadanie? Ten, Który Wie pewnie mi nie powie. A numer buta i datę urodzenia podałem nie bez powodu. To w związku z wypowiedzią Pana Grzegorza, który użył dzisiaj też zwrotu "lubię sobie utrudniać". Widać coś nas łaczy. A może to tylko kolejny, użyty przeze mnie zestaw słów mających pokazać, że może jestem prekognitą. WSPÓŁPRACA 21/06/2013, godz. 19:13 Z życia wzięte XXIX czyli krótka wzmianka o dość istotnym elemencie wpisano: 21.06.2013 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 04/09/2012, godz. 17:43 Z życia wzięte XXVIII wpisano: 04.09.2012 czyli o tym co mnie kiedyś spotkało i o czymś jeszcze. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 03/09/2012, godz. 23:50 Z życia wzięte XXVII wpisano: 03.09.2012 czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. A także o tym co powinienem robić, a przed czym bronię się rękami i nogami. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 26/08/2012, godz. 05:45 Jeszcze trochę o przeczuciach. wpisano: 26.08.2012 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 25/08/2012, godz. 13:03 Trochę o przeczuciach wpisano: 25.08.2012 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 24/08/2012, godz. 10:02 Z życia wzięte XXVI wpisano: 24.08.2012 czyli o tym czego nie wiem. Albo nie rozumiem. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 20/08/2012, godz. 00:38 Z życia wzięte XXV ciąg dalszy wpisano: 19.08.2012 przed północą. WSPÓŁPRACA 18/08/2012, godz. 11:13 Z życia wzięte XXV wpisano: 18.08.2012 czyli o tym kim jestem ciąg dalszy. Jak już pewnie pisałem bywa tak, że gdy widzę, że to co robię pozostaje bez echa to zwijam manatki i usuwam się w cień. I tak też było i jest w przypadku moich "zdolności" i "umiejętności". Już kilka lat temu podjąłem decyzję, że skoro nikogo nie interesuje to co piszę to widocznie nie jestem nikomu potrzebny. Podjąłem więc, chyba coś około roku 2008, ale wcześniej też powoli je redukowałem, decyzję o tym, że pozbawię się bezpowrotnie swoich "zdolności" i "umiejętności". Ale, że nie da się tego zrobić od razu, tylko trzeba na to kilku lat to dlatego trochę to trwało. No i jestem już przy ostatnim albo przedostatnim elemencie "usuwania". Tak. Te teksty temu właśnie służą. Tak, że niedługo nie będę już umiał robić tego co robiłem. I pewnie w tym momencie wielu sobie pomyślało: i bardzo dobrze. Może i tak. Ale co to oznacza? Według mnie oznacza to tyle, że nie będę mógł blokować tych sił, które dążą do rozwiązań na bazie wojen. Bo ja, wbrew pozorom, nie lubię wojen i tym podobnych rozwiązań. A więc ci którzy lubią działać w taki sposób, gdy poczują, że nikt ich nie blokuje i, że nic im nie przeszkadza, zaczną wykonywać czynności zmierzające do zaprowadzenia nowego porządku za pomocą broni, wojsk itp. A to z kolei wywoła reakcję i dojdzie do eskalacji różnych niekorzystnych postaw i zachowań. Ale to jest moje zdanie. A skoro Ludzie uważają, że świetnie dadzą sobie radę bez mojej ingerencji, to jak już napisałem, niech pokażą co potrafią. Tylko proszę bez modlitw (bo te już są zablokowane na stałe) oraz bez pytań w stylu gdzie jest Bóg, albo tym podobne. Nie żebym był, jak już to podkreślałem. Jeżeli o mnie chodzi, to gdy raz podejmę jakąś decyzję to już raczej uparcie przy niej tkwię, nawet jeżeli nie jest ona najlepsza. Mam nadzieję, że wbrew temu co mi się wydaje, uda im się i życie dalej będzie się toczyło dobrym torem. A kim my jesteśmy? My, to Ludzie z przyszłości. Dalekiej przyszłości. Przybyliśmy tu w tym czasie dlatego, że jako potomkowie Ludzi znaliśmy naszą historię i wiedzieliśmy, że ten czas to potencjalnie bardzo poważne zagrożenie dla naszego zaistnienia. No, ale zrobiliśmy co mogliśmy i mieliśmy zrobić. A skoro Ludzie uważają, że są już "dorośli" to czas aby pokazali sami sobie, że potrafią zadbać o swoją teraźniejszość i przyszłość. My już ten groźny dla nas moment ominęliśmy. I teraz, nawet jeżeli coś się na Ziemi wydarzy nie po naszej myśli, to mamy już zagwarantowane, że nasze istnienie jest niezagrożone. A tak na marginesie. Czy kogoś zastanowiło dlaczego akurat w tym roku zacząłem pisać w taki nietypowy sposób? Pewnie niektórzy pomyślą też, że coś tu się nie zgadza. Skoro jesteśmy potomkami Ludzi to jak Ten, Który Wie mógł zbudować System Słoneczny. Mógł. Wszystko się zgadza. W czasach gdy my istniejemy możliwe są różne paradoksy. Pozorne paradoksy. WSPÓŁPRACA 17/08/2012, godz. 13:55 Z życia wzięte XXIV wpisano: 17.08.2012 czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. W Z życia wzięte VI napisałem, że kiedyś były filmy o ludziach, siłą woli albo czegoś innego, wpływających na elektronikę, strącających samoloty lub w inny sposób oddziałujących na jakieś przedmioty. Żeby nie skłamać mnie też coś takiego spotyka. W dzieciństwie pewnie też, tylko mniej to kojarzyłem i mniej zwracałem na to uwagę. No, ale to, że światło mruga, że komputer się blokuje, że kalkulator też się blokował - miałem kiedyś takie zdarzenie we Wrocławiu, że mi się zablokował kalkulator na pewnej liczbie. Kolega mówił, że tak się zdarza z kalkulatorami, ale to nie jest dobre tłumaczenie. Bo to ma związek z moim nastawieniem. Albo być może, jak chcą niektórzy z wizytą jakiegoś niewidzialnego bytu. Bo też takie tłumaczenia czytałem w internecie. Chociaż pewnie mogą być różne przyczyny tych samych "zjawisk". Dzisiaj też miałem taki przypadek związany z dekoderem (nie napiszę jakiej firmy, bo to by była darmowa reklama, a ich stać na to żeby zapłacić mi za to, że ich nazwa pojawi się w w moim serwisie). W każdym bądź razie oglądałem niedawno, bo kilkanaście (od chwili gdy zacząłem pisać) minut temu, nagrany w nocy program i chciałem przewinąć do przodu, czyli przyśpieszyć odtwarzanie. Działał normalnie. Później oglądałem przez chwilę na normalnym biegu, a potem znowu chciałem przyśpieszyć. I wiecie co się działo? Pokazywało mi przyśpieszenie, ale program był odtwarzany bez przyśpieszenia. Wyłączyłem przyśpieszenie a po chwili ponownie włączyłem. I dalej to samo. Kilka razy tak robiłem. A poźniej było jeszcze lepiej. Wyłączyłem odtwarzanie z dysku, czyli miał się włączyć normalny kanał telewizyjny. A tu niespodzianka. Samo włączyło się odtwarzanie tego programu który oglądałem. Ponowiłem próbę chyba ze dwa albo trzy razy i wciąż to samo. A dlaczego tak się działo? Bo się trochę skoncentrowałem na tym co oglądałem. Kiedyś, tak z około dziesięć lat temu, gdy pisałem na kompie to co chciałem wpisać do przepowiedni to komputer mi zwyczajnie się blokował. Nie szło nic napisać bo co chwilę się zatrzymywał. A gdy pisałem cokolwiek innego, ale się na tym nie koncentrowałem to działał bez problemu. Doszło do tego, że musiałem, to co chciałem napisać w przepowiedniach, pisać na kartce żeby mi nie znikło gdy się zablokuje, bo nie zawsze pamiętam aby zapisać. W sumie to co podaję w przepowiedniach, bo jeszcze o tym nie napisałem, piszę w ciągu kilku minut. W większości nie zastanawiam się zbytnio i może dlatego mam rozrzut z datami. A czy to, że się na czymś koncentruję ma jakiś wpływ na rzeczywistość? Ogromny. Kiedyś napisałem, że nasz serwis jest chyba jedyny taki na całej Ziemi. Ale, być może to napisałem a potem skasowałem, jest też najważniejszym na całej Ziemi. I dla całej Ludzkości. I tu nie chodzi o wygląd czy tym podobne, bo ten jest marny, ale wystarczajacy do moich potrzeb. Ale na moment wrócę do tych blokad, bo mi umknie. Te blokady to wyglądało tak jakby ktoś nie chciał żebym pisał co się wydarzy i jakby to miała być wiedza dla mnie. Albo jakbym miał pisać w pewien właściwy sposób, a nie tak jakbym to ja sam wiedział co się wydarzy. Im bardziej bym się skłaniał do tego, żeby napisać przepowiednie we właściwej formie tym bardziej byłyby spełnione. Chodzi o treść i o to, że jest ona podana do publicznej wiadomości. No i o to, że wiele z tego co piszę jednak się wydarza. Dlatego potrzebuję od Ludzi pozytywnej inspiracji, bo od tego czym mnie inspirują, zależy to co się wydarzy. Dlatego ludzie i pewne osoby powinny robić to co chcę i czego od nich oczekuję, bo ja wiem co mi jest potrzebne żeby być "dobrym". A jak już napisałem, jeżeli o coś proszę to znaczy, że tego oczekuję. I dopóki jeszcze "rozmawiam" to jest dobrze. Ale gdy się "zatnę" to wtedy trzeba dużo chęci ze strony Ludzi żeby mnie z powrotem odblokować. Teraz to już i tak jestem bardziej wyrozumiały niż kiedyś. Potrafię sam siebie zablokować jeżeli nie chcę żeby się wydarzyło coś co wcześniej zaplanowałem. Ciekawe. Czy to, że piszę o tym, że Ludzie powinni być dobrzy, mili, kierować się miłością itp. a z drugiej strony piszę o tym, że wywołam na przykład trzęsienie ziemi to o czymś świadczy? Pewnie tak. Tylko wielu będzie się spierać o czym. Miałem coś jeszcze napisać, ale mi umknęło. P.S. Te termometry, które kiedyś we Włoszech się popsuły to też ja. A i coś takiego. Kiedyś zimą było w telewizji porannej o tym jak jakiś pan robił jakieś kluski i kciukiem robił takie wgłębienie w tych kluskach. Akurat to oglądałem. A na drugi albo trzeci dzień jakiś rolnik znalazł na swoim polu jakieś śnieżne kule z takimi wgłębieniami jak w tych kluskach. To też ja. WSPÓŁPRACA 15/08/2012, godz. 19:13 Z życia wzięte XXIII Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało albo dopiero spotka. Kim jestem i po co jestem. Sporo już o mnie wiecie. Mogę jeszcze dodać, że dzieci nie mam i raczej mieć nie będę. Dlatego, że tacy ludzie jak ja nie żyją dla siebie, ale, że tak powiem są prowadzeni przez coś co można określić przeznaczeniem. Kiedyś kupiłem wiatrówkę bo chciałem sobie postrzelać, potrenować oko i rękę. Ale wtedy po jakimś czasie doszło do akcji wojskowej w Kuwejcie a później w Iraku. Dlaczego wiążę jedno z drugim? Bo to co robię, o czym myślę i na czym się skupiam ma odbicie w rzeczywistości. Wtedy nie kojarzyłem jednego z drugim, ale to prawda. Ostatnio też mi chodziło po głowie żeby kupić wiatrówkę albo chociaż sobie postrzelać i od razu po tygodniu albo dwóch w telewizji słyszę o jakichś planach ataku wojskowego. A ta rewolucja w Afryce? Wiedziałem, że będzie gdy pisałem o nawadnianiu Afryki i zmianie frontów. A wcześniej, jak już pisałem byłem negatywnie ustosunkowany do poprzedniego przywódcy Libii. No i potem wystarczyło żebym sobie pooglądał wiatrówki i ruszyło się. Dlaczego o tym piszę? Bo jak widać sugeruję, że to ode mnie w dużym stopniu zależy co się będzie dalej działo z mieszkańcami Ziemi. A przynajmniej niektórych okolic. A jak już wspomniałem od tego jakie mam zdanie o Ludziach zależy moje nastawienie psychiczne i tym samym gotowość do robienia albo nie robienia czegoś. Kto czyta wiadomą księgę powinien skojarzyć, że to co piszę ma pewne odzwierciedlenie w różnych tekstach z tej księgi. Zarówno z jednej jak i drugiej części. A co to oznacza? Ano to, że nie da się uciec od przeznaczenia. Kiedyś, chyba w siódmej klasie podstawówki poszliśmy do Refy na wycieczkę z nauczycielem fizyki. Wtedy chyba był naszym wychowawcą. Zapytał mnie czy będę tam pracował. Nic nie odpowiedziałem, ale wiedziałem już wtedy jak będzie w moim życiu. I wszystko jest jak wiedziałem. Przeznaczenie to może nie jest właściwe określenie dla wszystkiego co się wydarza. Bo to, że się wie co się wydarzy nie oznacza, że rzeczywistość jest zdeterminowana. Znaczy tyle, że widzi się co się wydarzy. A co do wojny. Wystarczy, że kupię wiatrówkę albo sobie gdzieś postrzelam i macie pewne jak w banku, że ruszy się zawierucha wojenna. Chodzi o to, że myśląc o broni pobudzam "struny" wojny itp. Myśląc o czymś przyjemnym pobudzam "struny" różnych przyjemnych wydarzeń. Pewnie ktoś zapyta to dlaczego ciągle nie robię żeby było miło i przyjemnie. Dlatego, że po pierwsze, ludzie chętnie przypisują sobie nienależne im zasługi. Nieraz czytałem o tym jak ktoś uważał, że to jego zasługa, że coś stało się tak a nie inaczej. A tyle w tym prawdy, że gdyby nie ja to nikt by sobie sam nie poradził. Po drugie. Dawanie ludziom czegoś za firko mija się z celem bo prowadzi do tego, że zaczynają uważać, że im się wszystko należy i ktoś ma im to zapewnić tylko dlatego, że tego chcą. Nie tędy droga. Po trzecie. Wszyscy muszą nauczyć się, że w życiu za wszystko trzeba płacić. Nie zawsze dużo, ale nie ma nic za darmo. A o pewne sprawy trzeba dbać wcześniej, a nie narzekać gdy już jest po czasie. To między innymi też odnośnie siatkarzy. Bo tą wygraną to Australia dostała ode mnie gratis. A właściwie to Polacy ją jej zafundowali bo zlekceważyli moją ofertę. A prawdę mówiąc, lepiej byłoby gdyby zgodzili się mi zapłacić, nawet po wygranej, a dopiero po tym jakbym nie załatwił wygranej to mogliby mi powiedzieć, że nic nie umiem. Bo wtedy przynajmniej mieliby argument, że spróbowali. Ale, że nikomu nie chciało się portfela otworzyć to trudno. A przecież pisałem, że "każdy medal ma dwie strony. Ja też." To znaczyło, że oprócz tego, że ja mam dwie strony, też to, że ja też biorę udział w tym, że Polacy zdobywają medale. Że z jednej strony medalu są sportowcy, ale z drugiej ja. To chyba proste, tym bardziej, że napisałem to w tym samym dniu co o siatkarzach. A medale to wiadomo, że Olimpiada. Tak, że powiem Wam, że z tego co widzę wielu ludzi już nie może doczekać się na moją zgodę na działania wojenne. A jak pisałem, zapowiedziałem wojnę na czerwiec przyszłego roku. A to oznacza, że już wtedy wiedziałem, że to co będę pisał nie przyniesie oczekiwanych przeze mnie efektów. Znacie takie powiedzenie: nie drażnić lwa? A już wiecie, że LEW to ja. Odnośnie tego mojego snu o tym, że mnie zaprosili do studia to lepiej żeby mnie nie zapraszali. Nie chodzi tylko o to, że nie byłem zadowolony albo o to co powiedziałem tylko o to co się w tym śnie wydarzyło po tym jak się zdenerwowałem. I to nie oznacza jakiejś awantury w studiu, tylko to co się wydarzyło wtedy na świecie. Tego wolałbym uniknąć. I dlatego wolałbym żeby ten "sen" pozostał tylko snem. No, ale to nie zależy tylko ode mnie, ale też od tego w jaki nastrój wprowadzą mnie mieszkańcy tej Planety. Chociaż z drugiej strony rozumiem ich opór, bo sam bym się bał, że wspieranie kogoś takiego może się źle skończyć dla świata. Tym bardziej, że ja jakby nie jestem z tego świata. Z mojej strony to wygląda inaczej. Wygląda tak, że to jest próba co jest dla kogo ważniejsze. Czy pieniądze i własne poglądy czy może gotowość do zrezygnowania z czegoś na rzecz lepszej sprawy. Oczywiście wiem dobrze, że gdybym to ja zrezygnował z własnych oczekiwań to szybko Ludzie by się postarali żebym się lepiej poczuł. Ale chyba tak się nie da. Bo, jak pisałem wcześniej, to ja muszę się przekonać o intencjach Ludzi a nie odwrotnie. Bo to nie mi ma zależeć na tym żeby było lepiej. Ja jestem od tego żeby tak robić żeby było lepiej. Albo gorzej. Zgodnie z wyborem. A w sumie interesuje mnie postawa nie tych co są dobrzy, grzeczni, mili itp. tylko tych, którzy uważają, że do celu idzie się po trupach i, że w życiu zwyciężają silniejsi. Bo skoro to oni mają mieć lepiej to może byłoby lepiej żebym się nie starał. Bo może sami się lepiej postarają. Tylko niech później nie pytają gdzie był ... i w tym tonie. WSPÓŁPRACA 12/08/2012, godz. 22:15 Z życia wzięte XXII Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Chociaż pamięć ludzka płata czasami figle i może mi się tylko zdawało, że mnie to spotkało. Na początek o tym, że w Z życia wzięte XX napisałem Ten, Który Buduje a miało być oczywiście Ten, Który Wie. Pomyliłem się, a to dlatego, że akurat myślałem o Tym, Który Buduje. A teraz o incydencie w Modlinie i jaki to miało związek z medalem ciężarowca z Łukowa. Było to chyba w listopadzie 1985, w każdym bądź razie jakoś niedługo po tym gdy pojawiłem się w Modlinie na III baterii. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba jako podoficer przejąłem jakąś funkcję jedynego w tym czasie szeregowca z mojego rocznika. A on był z Łukowa. No i chyba miał do mnie o to jakieś niesnaski. W każdym bądź razie któregoś dnia gdy czyściliśmy broń, wszedł z bronią do sali w której byłem sam. Załadował, wycelował mi w głowę i coś tam zaczął nawijać o tym czy ma strzelić i tym podobne. Widziałem, że gościu jest przejęty i raczej nie wiadomo czy żartuje czy tak na poważnie. Broń odbezpieczona, a palec miał cały czas na spuście i gdyby mu drgnął to wiadomo. Zrobiłem co mogłem najlepszego, czyli udałem, że nic mnie nie obchodzi co on robi. A wcześniej drzwi zamknął na klucz więc wyjść raczej było trudno. Położyłem się na łóżku, wziąłem chyba jakiś zeszyt albo książkę, może cegłę - tak nazywaliśmy instrukcje obsługi naszych dział i zacząłem czytać. Gościu po jakiejś chwili rozładował broń, bo pewnie już mu przeszło. Nie chcę konfabulować, ale albo pomyślałem, albo mu powiedziałem, że za to co zrobił to kiedyś na olimpiadzie ktoś przez niego nie zdobędzie medalu. Miał trochę zdziwioną minę, że niby o czym ja mówię. I jak widać nie zdobył. To taki mały przykład na to, że na pewne obecne wydarzenia wpływ mają różne historie sprzed wielu lat. Co do moich "umiejętności" to dość często zdarza mi się "podróżować" do innych tutejszych rzeczywistości. Ewentualnie można to też określić mianem "podróży" w czasie. Czyli na przykład przeżywać jakieś wydarzenia, które tu mają miejsce dopiero za jakiś czas. Jest to trochę męczące i koliduje z normalnym funkcjonowaniem. Bo wtedy psychika działa na trochę innych zasadach niż u ludzi, którzy nie mają aktywnej takiej opcji. No, ale coś za coś. Oczywiście biorę pod uwagę, że to co robię może mieć negatywny wydźwięk. Zawsze brałem to pod uwagę, zwłaszcza, jak już chyba pisałem, wtedy gdy dowiedziałem się, że będę coś takiego robił, a więc gdy miałem chyba dziewięć lat albo coś około tego. A, że jest coś na rzeczy to też taki mały przykład. Kiedyś we Wrocławiu, gdzieś około 88/89 zaczepiły mnie na ulicy dwie dziewczyny z Ś J. W sumie nie chciałem z nimi rozmawiać, ale od słowa do słowa umówiliśmy się na jakieś spotkanie u nich pod wieczór. Poszedłem. Rozmowa jak to rozmowa. Ja tam angażować się w cudze przekonania nie lubię, a raczej odwrotnie. Gdy o czymś dyskutuję to mam swój określony punkt widzenia i raczej niemożliwe jest żeby mnie przekonać do czegoś czego nie akceptuję. Podyskutowaliśmy trochę, miałem się już zbierać ale tak sobie przez jedną chwilę pomyślałem o jednej z nich trochę erotycznie. Ale tak mimochodem. No i za chwilę poszedłem. Nie pamiętam czy mieliśmy się jeszcze spotkać czy powiedziałem, że nie. Ale jeżeli nawet obiecałem spotkanie to raczej nie miałem zamiaru go realizować. Ale po kilku dniach, może po tygodniu spotkałem obie na ulicy i jedna z nich miała pełno, ale naprawdę dużo czerwonych plamek na całej twarzy, rękach, szyi. Może miała więcej ale tyle widziałem. I tak mi się jakoś wtedy pomyślało, że to chyba przez to co o niej wtedy pomyślałem. A może za to, że się nie zgodziłem przystąpić do nich. Może to nie miało związku, ale traf chciał, że stało się to akurat po tym naszym spotkaniu. Pogodę dość często robię sobie gdy potrzebuję. Na przykład jeżeli chcę żeby nie padało to wystarczy mi czasami nawet dwie trzy minuty i przestaje padać. Kiedyś gdy pracowałem we Wrocławiu to jedna pani, Monika, dość często chciała żebym zrobił żeby nie padało bo ona musi iść na miasto. Kiedyś jadę pociągiem z Wrocławia, naprzeciwko mnie siedział jakiś chłopak, a obok po lewej dosiadła się jakaś dziewczyna, która bez przerwy kaszlała. W końcu nie wytrzymałem. Zrobiłem coś, tylko w myślach, bo nie chciałem robić zbiegowiska. W każdym bądź razie po minucie dziewczyna przestała kaszleć. Wysiadała w Żarowie. Albo kiedyś, ale dawniej, idę ulicą, patrzę leży facet na ulicy, twarzą do ziemi. Coś wtedy pomyślałem o tym żeby go ożywić. Gościu zerwał się na równe nogi, ale tak nagle. Momentalnie wstał i sobie poszedł. Nie twierdzę, że go ożywiłem, ale kto wie. Przecież tak bez powodu nie leżał na jezdni. Albo jadę kiedyś pociągiem. Pociąg gdzieś stanął pod semaforem. Trochę przysnąłem. Budzę się, pociąg dalej stoi. Kobieta, która siedziała na przeciwko mówi do mnie "kiedy ten pociąg ruszy?". Zażartowałem, że ruszy gdy pstryknę palcami. I zapytałem czy mam pstryknąć. Chciała więc pstryknąłem. I oczywiście pociąg w tym momencie ruszył. Inny pasażer, który to słyszał spojrzał na mnie z pewnym zainteresowaniem, ale udałem, że chce mi się spać. A parę razy robiłem się niewidzialnym dla konduktora. Wszystkim sprawdzał bilety a mnie jakby nie widział. Aż inni pasażerowie patrzyli co jest grane. Kiedyś jechałem do Greifswaldu, jeszcze za socjalizmu. Pojechałem ze studentami z Wrocławia do pracy. Jechaliśmy pociągiem. W przedziale ja z jakąś wtedy znajomą studentką. Ja miałem w bagażu pełno czegoś na sprzedaż, jakieś pierścionki i inne byle co. Gdyby celnik to zobaczył to nie wiem czy bym wjechał do NRD. Polacy przeszli bez problemu. Przyszedł Niemiec. Pyta. Czyj to bagaż? Mój. A ten? Znajoma mówi mój. Proszę pokazać. Wszędzie jej zaglądał. Do kosmetyków, jedzenia, no wszystko przejrzał. Ona nic nie miała na handel. Mojego nie ruszył. Takich różnych historii to miałem dużo. Nawet nie chce mi się wszystkiego przypominać. Bo już w latach późnych 80 i wczesnych 90 gdy jeszcze nie było internetu to o wielu katastrofach kolejowych, lotniczych i innych a też trzęsieniach, wulkanach itp. wiedziałem zanim się wydarzyły. Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że prawie nie było takiego zdarzenia o którym wcześniej bym nie wiedział, że się wydarzy. O Kursku też wiedziałem, że będzie jakaś katastrofa już dwa tygodnie wcześniej. Ale raczej kojarzyłem to z miastem. Nie wiedziałem, że jest taki okręt. WSPÓŁPRACA 03/08/2012, godz. 21:53 Z życia wzięte XXI wpisano: 03.08.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało albo dopiero spotka. A może tylko chciałbym żeby mnie spotkało. Ale i o czymś jeszcze. Pewnie wielu ludzi uważa, że to co piszę jest niemożliwe. Może i niemożliwe a może możliwe. W końcu nikt tak naprawdę nie wie czym jest życie i jakie mamy możliwości. Na przykład czy możliwe jest, żebym w siódmej klasie, czyli chyba na wiosnę 1977 roku ogolił sobie obie łydki żyletką, bo wtedy były żyletki, po to żeby mi włosy na nogach wyrosły większe, a do dzisiaj nie wyrósł w tych miejscach ani jeden? Niby niemożliwe. A jednak tak było. Tak. Dziewczyny dostały brąz i niech się cieszą. Fajnie tak mieć powody do zadowolenia? Nie mówię do nich, bo wiem, że zasłużyły i dlatego go dostały. Ale mam na myśli media, które chyba każde wydanie informacyjne zaczynały od tej wiadomości. No, może poza jedną stacją telewizyjną. Ciekawe, czy też by tak zaczynały, gdybym rano już podał, że będzie brąz dla kajakarek. Za to mrozu coś nie mogę zrobić. Chyba za bardzo zająłem się tymi milionami w totku. A i tak przeszły obok mnie. Bo po prawdzie, jak może wspominałem, takie zdolności wymagają pewnej postawy, która poniekąd wyklucza posiadanie gotówki. Ale prawie mi się udało wygrać. Brakło mi jednego e-maila na imieniny od pewnej osoby i te pieniądze byłyby moje. Niech żałuje bo miałem dać jej dwadzieścia procent od wygranej. Ale nie mogłem przecież powiedzieć, że ma napisać e-maila, bo mi to jest do czegoś potrzebne. No, ale mówi się trudno i żyje się dalej. Ale, żeby było jasne. Na te minimum dziesięć procent to liczę na poważnie, bo to jednak moja zasługa, że fortuna trafiła do Świebodzic. A piszę o tym, że na nie liczę, bo wiem jaki jestem gdy się zdenerwuję. Na pieniądzach mi tak bardzo nie zależy, ale chodzi o sprawiedliwość. Na to jestem czuły. A pieniądze też by mi się przydały, bo przecież już chyba pisałem, że chcę spróbować jak to jest być bogatym zanim podejmę decyzję co dalej mam robić z Ludźmi. A to po to, żeby mi nikt nie zarzucił, że gdybym był bogaty to miałbym inne podejście do tego co się dzieje na Ziemi. Tak więc, chociaż to wbrew moim zasadom, robię coś co jest sprzeczne z moją naturą i spróbuję zostać bogaty. Pisałem, opisując pobyt na Bawarii, że nie umiem podać numerów do gier liczbowych i to prawda (chociaż może nie do końca). Ale potrafię tak poustawiać wydarzenia żeby też móc wygrać. No i właśnie tego próbowałem. Ale chyba muszę zmienić metodę bo liczenie na innych jest chyba nierozsądne. A tak ją prosiłem żeby mi wysłała tego maila. Ale się nie udało. Miałem wygrać i wyjechać za granicę i gdzieś stamtąd napisać, że właśnie sobie gdzieś leżę na plaży itp. No, ale będzie jak będzie. Widocznie mam tu jeszcze coś do zrobienia. A chyba w sierpniu i potem we wrześniu będzie się sporo działo. Co do bycia bogatym. Wielu ludzi uważa, że to tylko kwestia nastawienia psychicznego. I to raczej prawda, bo nieraz miałem takie przebłyski, że czułem, że mi się otwierają drzwi do bycia bogatym, ale zawsze robiłem coś żeby się zamknęły. No, ale w końcu muszę sam siebie poddać tej próbie. Bo podobno pieniądze deprawują. To chyba muszę się przekonać czy mnie też. Ale nic na siłę. Ja po prostu daję możliwość przeciągnięcia mnie na drugą stronę. Ale oferta nie będzie ciągle aktualna. Co do pogody to jestem raczej zwolennikiem lata niż zimy. O czym to jeszcze chciałem napisać? Pewnie niektórzy zastanawiają się skąd wiem o tym co się wydarzy. No bo chyba nikt nie wątpi, że to co pisałem na 15.08. o braku oświetlenia i energii to dotyczyło Indii? Poza tym. O braku prądu w Indiach pisałem już w ubiegłym roku - tytuł Awaria prądu w dziale Inne. Śmierć aktora też była, pisarza też, trzęsienia w rejonie równika też, a jeszcze będą. Zamach na pociąg to pewnie ten pożar pociągu w Indiach. Na 2012 w "Rok 2012 będzie rokiem" zapowiadałem dwie katastrofy zderzeniowe samolotów pasażerskich i dzisiaj coś w telewizji mówili, że prawie doszło do zderzenia. I to chyba już drugi raz w tym roku. Ale była też co najmniej jedna samolotów wojskowych. To może w zamian zamiast tych pasażerskich. No więc skąd wiem? Bo się rozpisałem o czym innym. A umiem po prostu spojrzeć w przyszłość. Tak zwaną przyszłość. Umiem też "podróżować między wymiarami". To określenie zastępcze bo to nie są żadne podróże. Ale jest opcja, że można jakby przesunąć się o dowolny okres w czasie. Tylko problemem czasami jest nakładanie się informacji. No i trzeba umieć rozróżnić co jest z którego czasu. A do tego jeszcze zapamiętać. Bo bywa, że coś się wie, ale za dzień albo kilka już się jakby zapomina a dopiero gdy się to dzieje to ma się takie wrażenie, że już się to przeżywało. Niektórzy twierdzą, że to tylko jakaś luka w połączeniach w mózgu. Pewnie taka opcja też istnieje, ale to nie znaczy, że nie istnieje ta o której piszę. Pisałem kiedyś, zdaje się na 2010, że nie piszemy przepowiedni we właściwej formie czyli w formie proroctw bo to by wywołało lawinę trudnych wydarzeń. Zresztą po tym, że tyle się dzieje nawet bez tej właściwej formy, widać, że właściwa byłaby dużo bardziej skuteczna. A jak bardzo? Jeden przykład. Przed trzęsieniem koło Sumatry w 2004 był chyba na Onecie artykuł o świętach i tam, jak zwykle różne komentarze. Ja długi czas pisząc komentarze podpisywałem się jednym charakterystycznym nickiem z erką, ale wtedy napisałem jakiś komentarz, taki charakterystyczny i podpisałem się inaczej niż zwykle. Charakterystyczny był dlatego, że, nie wiem jak to napisać, ale chodziło o zganienie różnych postaw. No i chyba na drugi dzień albo za dwa dni wystąpiło to silne trzęsienie ziemi i tsunami. Dlaczego o tym piszę? Bo chciałbym, żeby osoby piszące różne negatywne komentarze miały świadomość, że to co piszą może przyczynić się do różnych wydarzeń. Bo ktoś może akurat uznać, że to one są języczkiem u wagi dla tego co ma się wydarzyć. A przepraszanie po fakcie nie ma wielkiej wartości. Z drugiej strony może też tak być, że jest to jakby sprzężenie zwrotne. Dane wydarzenie rozsyłając pewnego rodzaju fale informacyjne przesyła je również w "przeszłość" powodując u pewnych ludzi reakcję, która ma to wydarzenie uaktywnić lub zablokować. I w zależności od tego co przeważy to się dzieje albo nie dzieje. Ale to tylko takie moje dywagacje. A pogodą naprawdę umiem sterować. Ale chyba nie tylko ja. Bo kiedyś było w tv o jakimś, chyba cadyku, który też podobno umiał to robić. Może nawet lepiej niż ja. Bo ja, to w sumie jestem leniwy i do tego lubię mieć swój luz, i mi się nie chce tak postępować aby robić to wszystko dużo łatwiej i precyzyjniej. Bo mógłbym. Ale dokąd by mnie to zaprowadziło? Czasami lepiej mniej umieć bo przynajmniej człowieka pycha nie rozpiera gdy się przekonuje, że coś mu się nie udaje. No, dość tej pisaniny. WSPÓŁPRACA 29/07/2012, godz. 22:31 Z życia wzięte XX wpisano: 29.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, albo dopiero spotka. A może ani nie spotkało, ani nie spotka. I trochę o tym kim jestem albo tak mi się tylko wydaje, że jestem. Jak już wiecie moje imiona to Krzysztof i Ryszard. Datę i miejsce urodzenia też już znacie. Ale moja matka pochodzi z okolic Siemiatycz, a ojciec pochodził (przynajmniej ten oficjalny, bo to nigdy nie wiadomo na pewno) z okolic Wągrowca. O sobie mogę powiedzieć, że czuję się Polakiem, chociaż genetycznie to też nie wiadomo do końca, a badań genealogicznych nie robiłem. Pewnie dlatego gdy przeczytałem w sieci o tym artystycznym wydarzeniu z polską flagą i propozycją utworzenia drugiego języka urzędowego w Polsce to jakby coś mi się nie spodobało. Właściwie to mogę powiedzieć wprost, że nie mam ochoty na takie eksperymenty nawet w żartach. A jeżeli nie mam na coś ochoty to lepiej żeby nikt tego nie próbował. W sumie moje życie jest mało interesujące, a nawet można by rzec nudne. Oczywiście dla kogoś kto patrzy z boku. Bo mi chyba odpowiada ten stan. W końcu jestem tu w konkretnym celu a nie po to żeby się bawić. To, że nie lubię się bawić to fakt. Nawet tańczyć nie lubię. Nie, że nie umiem, bo tego można się nauczyć, ale po prostu nie lubię. Kiedyś taniec to był wyraz radości, miłości a teraz zrobił się z tego jakiś rodzaj odurzenia. Tak jakby Ludzie mieli powody do radości. Tylko z czego tak się cieszą to nie wiem. Kiedyś poszedłem znowu na górkę, tam gdzie czytałem tę dziwną książkę "Spoza Gwiazd". Poszedłem też mniej więcej o tej samej porze bo chyba miałem nadzieję, że może znowu zdarzy się coś podobnego jak wtedy gdy znalazłem tę książkę. Ale chociaż niebo było podobne i pogoda też, to jednak książka nie pojawiła się ponownie. W końcu zacząłem się zastanawiać czy aby wtedy to mi się nie przyśniło, bo przecież poza moją pamięcią nie miałem żadnych dowodów na to, że to działo się naprawdę. I gdy tak siedziałem z założonymi za głowę rękami przypomniałem sobie ni stąd ni zowąd, że jeszcze o czymś czytałem w tej dziwnej książce. A było to o tym, że ... *** "Spoza Gwiazd" Jak już wiecie my, w naszym regionie, posługujemy się głównie telepatią gdy chcemy między sobą o czymś rozmawiać. Mowy nie używamy prawie wcale. A to dlatego, że telepatia to po prostu o wiele lepsze narzędzie do komunikowania się niż słowa. Dużo szybciej i precyzyjniej można przekazać telepatycznie to co się chce niż wtedy gdy trzeba to powiedzieć. Do tego telepatia gwarantuje nam, że wiemy prawie wszystko o sobie nawzajem. I dlatego u nas kłamstwa się prawie nie zdarzają. Piszę prawie, bo jednak zdarza się, że ktoś odkrywa chęć i potrzebę kłamania i próbuje to z jakchś powodów robić, ale reszta momentalnie to wyczuwa i wie co jest kłamstwem. Ale gwoli prawdy bywają wśród nas osoby na tyle umiejętnie maskujące swoje kłamstwa, że po wykryciu, a to zdarza się raczej szybciej niż później, musimy ich usuwać z naszej społeczności. Z tego co wiem wielu z nich decyduje się na pobyt na Ziemi, albo w jej pobliżu. To w zależności od preferencji. Z powodu, że jesteśmy telepatami nie ma u nas pieniędzy ani innych tego typu archaizmów. Jak wspomniałem ja buduję całe galaktyki więc co najmniej dziwnym by było gdyby mi zależało na jakichś pieniądzach, dobrach materialnych i tym podobnych "zdobyczach". Ale u nas obowiązuje to co tu, na Ziemi, nazywa się "wolną wolą". I jeżeli komuś z naszych zamarzy się inne życie niż jest u nas i chciałby być posiadaczem jakichś dóbr, albo chociaż spróbować innego życia to my mu to umożliwiamy. Wielu z nich wybiera Ziemię. A to wszystko, niestety, wina Tego, Który Buduje. Bo to on stworzył tu taki azyl. Najpierw to miało być takie jego własne gniazdko zupełnie inne od tego co ja buduję. Jak już pewnie wspomniałem chciał wszystkim zaimponować budując coś zupełnie nietypowego. I, prawdę mówiąc to mu się nawet udało. Ale niestety, był wtedy, że tak powiem, młokosem i miał dużo zapału, ale mało wiedzy o skutkach. Miał wizję i nie chciał słuchać żadnych uwag. No i zbudował raj. Tylko nie dla tych co chciał. Później u nas się rozeszło, że są tu interesujące warunki, że można hulać według własnego uznania. I zaczęli się zjeżdżać wszyscy, którym nie pasowało to jak było w naszym regionie. Ale żeby tylko od nas to jeszcze pół biedy. Po jakimś czasie fama się rozeszła i zrobiła się moda na Ziemię. Ten, Który Buduje prawie całkowicie stracił kontrolę nad własną budowlą. A do tego, jak wspomniałem, stara się o pewne, że tak to nazwę, stanowisko. A tu musi mieć czyste konto, bo z taką Ziemią to na pewno nie może liczyć na poparcie. I dlatego Ziemia musi mieć przywrócony pierwotny status i zacząć się rozwijać zgodnie z naszymi założeniami, albo zniknąć. Wiemy, że ci, którzy tu przybyli aby spróbować tego czego u nas nie ma, czyli pieniędzy, dóbr materialnych i innych tego typu przyjemności, będą mieli opory abyśmy doprowadzili sprawy do końca. Tym bardziej, że oznacza to koniec takiego życia jakiego tu doświadczali. Ale cóż mogę na to poradzić? Przecież wybierając Ziemię na miejsce swego pobytu godzili się na warunki jakie ograniczały ten ich pobyt. Dobrze o tym wiedzą. Dlatego tak się starają pokazać, że dzięki nim jest tu całkiem znośnie, a nawet przyjemnie. Gwoli prawdy trochę racji w tym jest. Ale oni dobrze wiedzą, że przyjemnie miało być dla wszystkich a nie tylko dla wybranych. I dobrze wiedzą, bo mnie znają, że ze mną nie da się postępować tak jak z Tym, Który Buduje. *** WSPÓŁPRACA 26/07/2012, godz. 11:18 Z życia wzięte XIX wpisano: 26.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Albo co mnie nie spotkało. I o kilku innych sprawach. Od czego by tu zacząć? A, może od tego, że wczoraj podobno miałem imieniny. W sumie nie obchodzę, ale miałem nadzieję na jakieś życzenia. Choćby mailem. Albo chociaż na te dwa miliony złotówek za tą pogodę co to ją zrobiłem nad morzem żeby Ludzie mieli chociaż trochę zadowolenia z lata i wakacji (dział POGODA, wpisano: 05.07.2012). Ale ani jedno, ani drugie. Jest takie powiedzenie, że nikt nie jest prorokiem i tak dalej. Pewnie wszyscy się obudzą gdy zagranica zacznie korzystać z moich umiejętności, przy okazji suto mnie doceniając. Co do tych dwóch milionów. Podobno w Polsce jest 18,5 tysiąca milionerów co daje niecałe 280 złotych od milionera. I miałbym pięć milionów. Bo od milionerów wziąć dwa to też wstyd. W końcu miałem nadzieję, że są chociaż trochę szczodrzy. Po to podałem swoje imiona żeby się ktoś zorientował, że liczę na życzenia albo chociaż prezent. Przecież pisałem też, że od tego jak się mnie traktuje, zależy to jak ja traktuję innych. Ci co się orientują w znakach Zodiaku wiedzą, że LWY, a za takiego się poniekąd uważam, takie są. No, ale skoro nikt nie był chętny to sam sobie zrobiłem prezent. Wiecie jaki? W Z ostatniej chwili jest, że "Duża awaria energetyczna". Miała być do 18.07., ale chciałem poczekać czy chociaż te pieniądze ktoś mi zaoferuje na imieniny. Ale skoro nikt się nie zadeklarował, to dzień przed imieninami pomyślałem sobie, że skoro tak, to trudno. Przecież nie będę się narzucał. A do tego jak to wyglądało, że napisałem, że będzie awaria, a tu termin minął i nic. Gdybym dostał prezent od milionerów to miałbym dobry nastrój i humor, i zrobiłbym taką fajną rzecz jakiej nikt jeszcze nie widział. I byłoby naprawdę miło. Ale widać Ludzi nie interesuje co potrafię zrobić gdy jestem z nich zadowolony. No cóż. Dałem szansę coby nikt nie mówił, że nie było szansy i, że gdyby była to na pewno by z niej skorzystał. A na marginesie. Pamięta ktoś jak drzewiej robiono żniwa? Wtedy gdy jeszcze nie było maszyn. No, ale zostawmy prezenty i imieniny. Było minęło. Teraz o Japonii i kilku innych krajach. Pewnie niektórzy zastanawiają się, co się z tą Japonią dzieje, że tam tyle tych kataklizmów. Wytłumaczenie jest bardzo proste. U nich jest Cesarz. A ci co wiedzą o Japonii co nieco, wiedzą pewnie, że Cesarz w Japonii to nie tylko urząd, ale też to, że niby jego władza jest boska albo coś w tym stylu. A ja, jak pisałem, nie lubię bałowchwalstwa. Nie lubię też dyktatorów, uzurpatorów i tym podobnych postaw. Podobno jacyś Japończycy spotkali się z tym panem Krzysztofem z Człuchowa, bo zainteresowały ich jego zdolności. A ja tak sobie myślę, że oni już dawno powinni porozmawiać ze mną. Bo to ja zablokowałem też Fudżi jeszcze chyba za socjalizmu, w każdym bądź razie ładnych parę lat temu, gdy było coś wtedy w telewzji, że Japonia obawia się erupcji tego wulkanu. Zablokowałem, bo wtedy miałem w sobie więcej bezinteresownej empatii i sądziłem, że Ludzie w sumie są dobrzy i mili i tylko czasami im się coś nie tak układa. Ale życie pokazało, że jest jakby inaczej. Tak więc jeżeli Japończycy chcieliby mieć wreszcie spokój, to ich Cesarz musi zrezygnować albo z urzędu, albo z boskości. Czemu to piszę? Bo kiedyś czytałem "Zatonięcie Japonii" i nie chciałbym żeby mnie ta książka zainsiprowała. Tak samo nie lubię innych przywódców, którzy zamiast rozsądkiem i dobrem społeczeństwa kierują się pychą, albo innymi tego typu cechami. Bardzo mi się na przykład nie podobało gdy widziałem to co się działo gdy była nominacja na Prezydenta u naszego dalszego wschodniego sąsiada. A to, że ten bliższy sąsiad szykuje syna na następcę też mi się nie podoba. Dlatego tam spadła ta moja gwiazdka. Żeby wszyscy mogli zobaczyć, że nadchodzi czas zmiany. Bo, jak już chyba wspomniałem, moje historie mają wymiar wielopoziomowy i wielowektorowy. A gdy piszę, że czegoś oczekuję to znaczy tyle, że chcę aby stało się tak jak napisałem. Ale nie, że sam to zrobię, tylko, że chcę aby ktoś inny to zrobił. A dopiero gdy nic z tego nie wynika to biorę się i robię po swojemu. WSPÓŁPRACA 18/08/2012, godz. 11:13 Z życia wzięte XXV wpisano: 18.08.2012 czyli o tym kim jestem ciąg dalszy. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 17/08/2012, godz. 13:55 Z życia wzięte XXIV wpisano: 17.08.2012 czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 15/08/2012, godz. 19:13 Z życia wzięte XXIII Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało albo dopiero spotka. Kim jestem i po co jestem. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 12/08/2012, godz. 22:15 Z życia wzięte XXII Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Chociaż pamięć ludzka płata czasami figle i może mi się tylko zdawało, że mnie to spotkało. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 03/08/2012, godz. 21:53 Z życia wzięte XXI wpisano: 03.08.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało albo dopiero spotka. A może tylko chciałbym żeby mnie spotkało. Ale i o czymś jeszcze. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 29/07/2012, godz. 22:31 Z życia wzięte XX wpisano: 29.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, albo dopiero spotka. A może ani nie spotkało, ani nie spotka. I trochę o tym kim jestem albo tak mi się tylko wydaje, że jestem. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 26/07/2012, godz. 11:18 Z życia wzięte XIX wpisano: 26.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Albo co mnie nie spotkało. I o kilku innych sprawach. WSPÓŁPRACA 22/07/2012, godz. 08:39 Z życia wzięte XVIII Wpisano: 22.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Ale chyba nie tylko mnie. Czas mija a ... A pisałem, że czekamy do 20.07.2012. Ludzie. Czy tego chcecie czy nie, ode mnie tyle zależy, że nawet sobie nie wyobrażacie. A od Was zależy zwrot (wektor) tego co się będzie działo. Ale to na zasadzie jak już napisałem w przysłowiu. Pytanie czy chcecie i umiecie stawić czoło zmianom. A musicie, bo tego wymaga kolej rzeczy. Wasi dziadkowie, a raczej ich modlitwy sprowadziły mnie do Was, a nie do innego kraju. A oni deklarowali, że bedę tu traktowany w sposób godny i należny mojej randze i pochodzeniu. Lepiej by było, żeby to była prawda, bo w przeciwnym wypadku, jak pisałem, mogę się poczuć obrażony. Zresztą wielu z Was powinno znać te przepowiednie, które mówią, że Polska będzie sławna na cały świat. Wiem, że próbowaliście przypisać je do kilku innych osób, ale prawda jest taka, że to chodzi o mnie. A, żeby było jasne. Moje imiona to Krzysztof i Ryszard. P.S. Wiele razy zauważyłem, że, jak już pisałem, gdy mam dobry humor to dookoła wszystkim zaczyna się powodzić. Ale gdy jestem w kiepskim nastroju to też wszystko dookoła jest nie w sosie. A i jeszcze jedno. W ubiegłym roku, albo na początku tego wprowadziłem pewną zasadę. Możliwe, że pisałem o tym w jakimś komentarzu w którymś serwisie. Chodzi o przeklinanie. Ponieważ przekleństwa to w zasadzie elementy magii, a ja za tym nie przepadam, to zrobiłem tak, że każdy (ja też) kto przeklina może się rozchorować. Głównie na gardło. Jest to jeden z elementów czyszczenia planety. Można się od tego uwolnić modlitwą przepraszającą, ale nie wolno jej zbyt często stosować. Można też poprosić tego, którego chrześcijanie uznają za S B o pomoc. Raczej na pewno powinni ją otrzymać. Piszę to po to żeby Ludzie wiedzieli co może być powodem, że kogoś boli gardło. A nie lubię też narkotyków, alkoholu, papierosów i tym podobnych "przyjemności". WSPÓŁPRACA 21/07/2012, godz. 16:03 Z życia wzięte XVII wpisano: 21.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystkiego po trochę. Bo do końca nigdy nie wiadomo jak to było. No cóż. Pisałem przecież, że mogę i potrafię zmieniać wydarzenia. Już przy okazji opisu katastrofy na targach. No to po co to piszę? Sobie a muzom? Ja o tym wiem. Ale jeżeli zmienię wydarzenie i ono nie wystąpi to każdy powie, że co ja piszę, że coś się stanie, a wcale się nie stało. A do tego napisałem, przy tamtej okazji, że aby to robić muszę mieć jakiś powód do tego. Pisałem też, że chcę wiedzieć na czym Ludziom zależy bardziej. A ten wulkan w 2010 to niby sam tak się obudził i poszedł na Kraków? Wtedy pisałem w komentarzach dotyczących tamtego pogrzebu w jednym serwisie, że nie życzę sobie aby miał taką rangę. A co do powodzi tysiąclecia. Kto kilka dni albo tygodni wcześniej przyjmował we Wrocławiu jakąś królową? A chyba pisałem, że jestem bardzo czuły na punkcie tego jak się mnie traktuje. A do tego jak już pewnie wiecie, jestem, chociaż się tym raczej nie interesuję, spod znaku LWA i być może PANNY. Albo obu, bo to jakby przełom. A czyj dzień obchodzą na zachodzie 22.08? Kiedyś we Wrocławiu był pierwszy chyba Kongres Ufologiczny o ile mnie pamięć nie myli. Coś pod koniec lat 90. tych chyba. Pojechałem z ciekawości zobaczyć o czym to będzie. No, było o UFO, była też jakaś pani, która kazała wszystkim zamknąć oczy i wizualizować sobie jakąś plażę, fale, palmy itp. Ja tam oczu nie zamknąłem i niczego sobie nie wyobrażałem, bo pojechałem zobaczyć o co w tym chodzi a nie od razu przyjmować się do klubu. Był też o ile się nie mylę pan Weres, który już po zakończeniu spotkania dał mi swoją wizytówkę i powiedział żebym zadzwonił albo napisał i podał datę urodzenia, to mi chyba horoskop albo coś w tym stylu zrobi. Zastrzegł też, że nie każdemu daje taką propozycję. Ale ani nie zadzwoniłem, ani nie napisałem. Bo przecież wiem kim jestem i po co. A urodziłem się chyba po piątej rano. Ze ŚJ też przed 1998 kilka razy spotykałem się z ciekawości bo chciałem wiedzieć co myślą o kimś kto ma takie przeznaczenie jak ja. Ale chyba uważali mnie za jakiegoś niepełnosprawnego umysłowo bo gdy im mówiłem, że umiem i mogę wywoływać trzęsienia ziemi itp. to jakoś wciąż wracali do swoich tematów. A na mój wcale nie chcieli rozmawiać. Na marginesie. Pisałem, że odkąd zacząłem pisać prozą i "wierszem" to już kilka osób z kręgów artystycznych zmarło. Ostatnio ta pani Teresa, a teraz aktor. Parasolki mają swój urok. Kiedyś na polskim, chyba w siódmej klasie czytałem jakąś książkę, bo wtedy na lekcjach nic innego nie robiłem (oczywiście książkę nie związaną z zajęciami) i nagle czuję, że polonistka zamierza mnie przepytać. Jestem telepatą, jak chyba wspomniałem. I wtedy też byłem. Na marginesie, bo zapomnę. Pisałem też o tym, że czułem się nieraz jak te osoby co są autystyczne bo o nie mi chodziło. Ciekawe czy one też nie są bardziej telepatami niż mówcami. Może z nimi trzeba telepatycznie rozmawiać? A do tego w ostatnich dniach chyba były dwa artykuły o takich osobach. Ale wracając do lekcji. Polonistka coś tam mówi na temat lekcji, a ja czuję, że zaraz mnie zapyta o to o czym mówi. No to czytam dalej, ale już słucham o czym mówi. I po chwili słyszę, że mówi, no to teraz ktoś mi powie o czym ja przed chwilą mówiłam, czy jakoś tak. I tak się niby zastanawia kogo by zapytać. Miałem już wtedy wstać i odpowiedzieć, ale nie chciałem się zdradzać. Poczekałem aż mnie wywoła. Odłożyłem powoli książkę pod blat ławki, wstałem i powiedziałem co chciała usłyszeć. Potem dała mi już spokój. Jak pisałem, albo nie, jestem uparty. Nawet na całe życie. Kiedyś, chyba w szóstej klasie, przed geografią czekamy przed klasą. I coś tam powiedziałem do jednej koleżanki, a były dwie, o jej matce albo siostrze i dziecku. Bo dzień wcześniej matka coś mi na ten temat powiedziała. To chyba chciałem się czegoś dowiedzieć, nie pamiętam. Ale usłyszałem coś w stylu no wiesz co, ty taki owaki nigdy się do mnie nie odzywaj. I do mnie też. No, jak nigdy to nigdy. Nie odzywam się do dziś. Kiedyś, w pociągu próbowałem się wyłamać z postanowienia, bo akurat jedną spotkałem, ale nie umiałem. Ale tak naprawdę to nie chciałem. Nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Pamiętam, że gdy chodziła do szkoły to miała psa Łatka. Może? "W sobotę" 1+7+9+17+5+39=78 A to jest odwrotność 87? A tyle lat miał aktor, który zmarł w sobotę? Bo nie ma pełnych 88. No i może to jedna z tych spadających czterech gwiazd? WSPÓŁPRACA 19/07/2012, godz. 09:43 Z życia wzięte XVI wpisano: 19.07.2012 Czyli o tym co może nas spotkać, albo co mi się może tylko wydawać, że może. Każdy sobie rzepkę skrobie. Mówi się, że aby móc być kimś takim jak ja trzeba zrezygnować z tak zwanych dóbr doczesnych. Może coś w tym jest, bo opór przed pieniędzmi mam jakby wkodowany w psychikę. Niby ubóstwo to zaleta, ale czy na pewno? To na pewno powód do frustracji. A to z kolei paliwo do tworzenia wydarzeń o negatywnym charakterze. Przynajmniej pozornie negatywnym. Może w taki sposób powstał komunizm? Z drugiej strony bycie przynajmniej zasobnym w finanse jest budujące. Do tego daje pewien luz i komfort psychiczny. Ale być bogatym też trzeba umieć. Bo można być bogatym i bogatym. Tak więc jeżeli ktoś chce się rozwijać w sposób tak zwany duchowy to musi wiedzieć, że od początku powinien stąpać po właściwej ścieżce. Bez zbaczania na manowce. Bo to koliduje. Pewnie można mieć takie zdolności i być trochę bogatym. A może gdy się umie być bogatym, a to jest dla mnie dostępne (tylko jak pisałem, a może jeszcze nie pisałem, lubię sobie utrudniać, a do tego już dawno temu postanowiłem, że najpierw znajdę kandydatkę a dopiero potem zacznę się bogacić) to wtedy takie zdolności miałyby inny charakter. Na przykład uzdrawianie, leczenie "siłą woli". Sprowadzanie ładnej pogody zamiast ulew. Nie rozwalanie sond kosmicznych próbujących dolecieć na Marsa tylko ich ochrona. Ta zmiana sygnału Voyagera i parę innych awarii to też ja. Ale z drugiej strony. Gdy robiliśmy na przykład ładną pogodę albo blokowaliśmy różne negatywne wydarzenia to zaraz było wielu chętnych do autorstwa. Ale żeby nie było zbyt prosto. Gdy kota nie ma to myszy harcują. Więc może nie wolno mi znaleźć kandydatki bo już by całkiem się zbiesiły? Może to o to chodzi, żeby myszy zrozumiały, że harce to nie jest to czego do szczęścia potrzebują. I, że od ich postawy zależy los tego pola. Bo w końcu ktoś je może zaorać i nic nie posiać. I okaże się, że myszom głód zaczyna doskwierać. I, że już nigdzie nie ma żadnych upraw. P.S. Coś z tą kandydatką krucho. A skoro chcę już teraz się wzbogacić to może idę w złym kierunku. Może już z niej zrezygnowałem? Do czego potrzebna jest mi kandydatka? Może do tego żebym stracił te zdolności? Albo, tak jak w przypadku pieniędzy zmienił ich wektor? Dlatego tak ważne jest aby to była osoba zdolna udźwignąć ciężar odpowiedzialności jaki na niej by spoczywał. Bo w sumie od niej może zależeć to, jak włączę gwiazdę życia lub śmierci. I to nie jest tak, że każda może się zgłosić, tylko tak, że ta którą sam wybiorę. WSPÓŁPRACA 24/07/2012, godz. 00:31 Gwiazda wpisano: 23.07.2012 No, zbudowałem właśnie przed chwilą, po 23 - ciej z minutami tę gwiazdę dla Tej, Która Buduje. Identyczną jak jej. Będzie ją z Ziemi widać. Tylko to trochę potrwa. Wraca mi forma, bo zajęło mi to chyba niecałe dziesięć sekund. Ale gwiazda jest całkiem, całkiem. Pulsuje i ma taką niejednorodną powierzchnię. Pewnie Ta, Która Buduje gdy ją zobaczy to wreszcie będzie zadowolona. I ta gwiazda nie spadnie, jak te poprzednie. Bo te poprzednie to były takie gwiazdki na próbę. Żebym mógł się zorientować jak mi pójdzie. WSPÓŁPRACA 22/07/2012, godz. 08:39 Z życia wzięte XVIII Wpisano: 22.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Ale chyba nie tylko mnie. Czas mija a ... [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 21/07/2012, godz. 16:03 Z życia wzięte XVII wpisano: 21.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystkiego po trochę. Bo do końca nigdy nie wiadomo jak to było. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 19/07/2012, godz. 09:43 Z życia wzięte XVI wpisano: 19.07.2012 Czyli o tym co może nas spotkać, albo co mi się może tylko wydawać, że może. Każdy sobie rzepkę skrobie. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 17/07/2012, godz. 16:06 Może o to chodziło? wpisano: 17.07.2012 cztery gwiazdy prujące powietrze. To może chodzi o te cztery samoloty Delta Airlines? W sumie słowo pruć odnosi się, tak jak słowo igły, do czynności krawieckich. Ich główne bazy to też cztery miasta? WSPÓŁPRACA 17/07/2012, godz. 13:15 Yellow River wpisano: 17.07.2012 Co do tej Czarnej Hańczy. To też może tak być, że chodzi o jakieś miejsce, które ma taką nazwę. A może to nazwisko, albo pseudonim. Pewności nie mamy, bo przeważnie patrzymy w przyszłość. I jeżeli mieliśmy jakieś info o tej pani to na pewno przed tym zanim zaginęła. Ale jakoś nie zwróciliśmy większej uwagi. WSPÓŁPRACA 17/07/2012, godz. 08:39 Cudze chwalicie ... wpisano: 17.07.2012 Dlaczego sądzę, że w "ech co za pech" jest o żeglarzu i klawiszowcu (poza moim wątkiem)? Bo pamiętam, że miałem dać taki podtytuł Złamany ster i przegrane życie. Nie dałem, bo mi jakoś nie pasowało. Ale złamany ster pasuje do jachtu, a to też przecież pech i też 13 w piątek, a przegrane życie to o tym klawiszowcu - nie, że miał zmarnowane życie, ale że jego życie to była gra na klawiszach. (a do tego napisałem albo na suchoty, a nie że na suchoty - bo widzę, że zmieniono info o przyczynie śmierci). To tylko w celu poinformowania, że czasem coś mi chodzi po głowie, a tego nie wpisuję. A ta informacja też nie bez przyczyny. Bo 22.06.2012 chodził mi po głowie wiersz, ale go nie zapisałem od razu, a później jakoś mi umknął i zapamiętałem tylko pierwszy wers. A brzmiał tak: utopimy w Czarnej Hańczy grzechy nasze - później coś było o politykach i samorządowcach. Tak mi to się układało. Miałem to nawet zamieścić, ale w końcu zrezygnowałem bo jakoś nie widziałem powodu żeby to zrobić. O co, moim zdaniem, może w tym chodzić? O to, że w Czarnej Hańczy może być utopione czyjeś ciało. Nie chcę nic sugerować, ale podejrzewam, że to może być ciało tej Iwony z Sopotu. W sumie jest sezon letni i być może od 22.06. ktoś inny się tam utopił, nie wiem. Ale sądzę, że ktoś mógłby się tym zainteresować i spróbować to jakoś sprawdzić. Jak ktoś ma namiar na matkę tej dziewczyny to niech da jej znać o tym co napisałem. Czemu sądzę, że to może być o niej? Bo było w tym o samorządowcach i politykach. A coś mi się wydaje, że czytałem w sieci, że miała jakieś kontakty z takim środowiskiem. A wiem, że chciałem pojechać latem do Sopotu żeby tamtędy pochodzić i zobaczyć jak się to mogło odbyć, ale w sumie nie mam jak. No i kasy za bardzo nie mam. A jeszcze jedno. To niekoniecznie musi być rzeka. Mi wydawało się, że chodzi o jezioro. P.S. "Jednym słowem" było wpisane 14.07.2012. A co do tych czterech gwiazd z Życia wzięte XIV to wezmą one jeszcze udział w wydarzeniach. Bo co do tego muzyka to widzę, że chyba bardziej pasuje to co Ona widziała przez to okno czyli: " W pewnej chwili widzi jak na niebie pojawia się jakiś błysk, coś jakby spadająca gwiazda, a nawet kilka." A na górze pod tytułem też jest, że "a może nie tylko mnie.". A to jak określam bohaterkę Ona też sugeruje zespół muzyczny. Wprawdzie ONA to polski zespół, ale chodziło o wskazówkę. WSPÓŁPRACA 16/07/2012, godz. 09:27 Z życia wzięte XV na marginesie. Z życia wzięte XIV było wpisane 15.07.2012 wpisano: 16.07.2012 Czyli o tym czym różni się, wg mnie, seks bez miłości od seksu z uczuciem. A nic o tym nie wiem więc to będzie jedynie gdybanie. Mówi się, że seks jest po to by rozładować napięcie seksualne. Ale czy aby na pewno o to chodzi? Że tak zwane napięcie się wytwarza albo raczej narasta to jest chyba wszystkim wiadome. Ale czy chodzi tylko o to żeby go nie było, albo o to żeby obniżyć jego poziom? Moim zdaniem niekoniecznie. Chodzi raczej o przetworzenie tegoż ładunku na inny o innych właściowściach. Ten nowy ładunek ma za zadanie zapewnić paliwo do działania. Czyli dać tak zwany pałer. Wiem, fonetycznie. Żyjąc poruszamy się jakby w czymś co określiłbym jako przestrzeń wielopoziomowa i wielowektorowa. Ale nie o tym chciałem. Dzięki dobrze, a przynajmniej w minimalnym stopniu prawidłowo przetworzonemu ładunkowi energii uzyskujemy, że się tak wyrażę, to, że nasza przyszłość, czasem tylko najbliższa, a czasem nawet ta dalsza ma szansę rozwijać się tak jak tego chcemy i jak to jest nam potrzebne albo najlepsze. Jednym słowem uzyskujemy wolną drogę do rozwoju siebie. Ale do tego potrzebujemy energii wiążącej i przetwarzającej naszą energię na ten pałer. To tak jak dajmy na to z ciastem. Żeby mieć ciasto musimy mieć wodę, mąkę, jajko. Wymieszać to i to w odpowiednich proporcjach i dopiero wtedy powstaje ciasto. Ciasto to ma zupełnie inne właściowści niż składniki osobno wzięte. Podobnie jest z ludźmi. Żeby uzyskać jakiś produkt energetyczny (nazwa zastępcza) musimy związać kilka składników w odpowiednich proporcjach, odpowiednio wymieszać. Czasami poczekać aż uzyska odpowiednią konsystencję i dopiero wtedy dysponujemy czymś co może nam do czegoś się przydać. I teraz. Ciasto ciastu nierówne. Każdy składnik, jego ilość, jakość itp. ma wpływ na produkt końcowy. Dlaczego seks bez uczucia to wg mnie patologia? Z prostej przyczyny. W jego wyniku powstaje nie tylko blokada pewnych ośrodków uczuciowych, ale też zaczyna wytwarzać się pewnego rodzaju konstrukcja emocjonalno-zależna, która aby istnieć potrzebuje paliwa czyli kolejnych dawek tego typu energii dzięki której powstała. A właściwie to mógłbym powiedzieć, że siatka energetyczna aktywizująca się w trakcie seksu zmienia swoje właściowści. Używam takich określeń, które mi akurat przychodzą na myśl, niekoniecznie są to jakieś fachowe określenia, bo w końcu, jak wspomniałem, to tylko gdybanie. Co daje seks? Seks daje pałer i tak zwany wiatr w żagle. Osoba, która jest seksualnie adorowana jest w o tyle lepszej pozycji, że niewiele robiąc uzyskuje energię nośną. Zaczyna jej się lepiej powodzić, wszystko samo się układa. Inni ludzie sami dają jej atrakcyjne propozycje pracy, kontraktów itp. Trochę gorzej ma ten który tę osobę napędza swoim zaangażowaniem seksualnym, nawet niekoniecznie w bezpośrednim kontakcie cielesnym. No bo, o ile nie jest partnerem, mężem albo kimś takim tej osoby, a tylko jest jakby z boku, a często nawet się z tą osobą osobiście nie zna, tylko na przykład, zna ją z telewizji albo z pracy, albo ogólnie jest fanem, jak na przykład jest się fanem jakiegoś artysty, sportowca itp. to wtedy on dostarcza swój ładunek energetyczny takiej osobie, a praktycznie niewiele (w stosunku do tego co mógłby) uzyskuje dla siebie samego. Na tej zależności opierają się, moim skromnym zdaniem, wszelkie odmiany bałwochwalstwa, czyli gromadzenia energii od wielu ludzi przez pojedyńczych osobników. No, ale też nie o tym miałem pisać. Tak więc sam seks daje pałer, ale niekoniecznie taki który jest dla nas najlepszy. Owszem w pewnym czasie i okolicznościach ten rodzaj pałeru wielu ludziom jest przydatny, bo dzięki niemu uzyskują lepszą pozycję wśród pozostałych. Jest on przydatny do uzyskiwania władzy, robienia szybkich pieniędzy itp. Ale to wszystko ma też swoje negatywne strony. Bo, jak wspomniałem ta konstrukcja potrzebuje wciąż nowego paliwa aby móc się rozrastać i utrwalać. A to znaczy, że dany człowiek musi tę potrzebę zaspokajać. A to robi się co najmniej niebezpieczne. Bo, w zależności od jego kondycji psychicznej, może, albo się z tego wyzwolić, bo w sumie można i jest to stosunkowo proste, albo może popadać w coraz dalsze uzależnienia. Oczywiście, wszystko stosowane w miarę może być, tak jak wiele trucizn, nawet pomocne i przydatne w codziennym życiu. Można też czegoś spróbować by móc wiedzieć z czym to się je i jak się po tym człowiek czuje. Ale w sumie trzeba robić to z głową czyli tak jak się wchodzi na nieznaną górę. Ostrożnie i z zabezpieczeniem. A miłość? Miłość to zupełnie inna bajka. Ale wracając do seksu. Można stwierdzić, że płacenie za seks przez osobę, która uzyskuje korzyść energetycznę jest w sumie usprawiedliwione, bo w końcu to transakcja wiązana. Wiadomo o tym od dawna, jak też o tym, że miłości nie da się kupić. WSPÓŁPRACA 15/07/2012, godz. 22:01 Z życia wzięte XIV Z życia wzięte XIV czyli o tym, co mnie kiedyś spotkało, a może nie tylko mnie. To był poniedziałek 16.07.2012. Chyba. Bo mógł być też wtorek następnego dnia. Dokładnie nie pamiętam bo piszę to już po wielu latach od tamtych wydarzeń. A działo się wtedy coraz więcej. Warszawa. Z rana, około ósmej, a dokładnie to chyba dwadzieścia po ósmej rano, Ona wyszła na chwilę do pawilonu po jogurt owocowy. Miała ochotę na jogurt, a akurat wczoraj była niedziela (więc jednak poniedziałek) i nie chciało jej się jechać na zakupy, bo czuła się taka jakaś rozbita. Nic nie układało się po jej myśli. Właściwie to nie do końca prawda, bo w sumie wszystko było w porządku. Lecz było jedno ale. Czegoś jej ciągle brakowało. Właściwie to dokładnie wiedziała czego, ale chociaż robiła wszystko co w jej sytuacji dało się zrobić, to ciągle nic to nie dawało. Facet był jakiś dziwny. Ale to tylko sprawiało, że coraz bardziej ją intrygował. W końcu nie codziennie można trafić na kogoś takiego. Postanowiła, że pójdzie po ten jogurt, bo to wiadomo, dobry sposób na zgrabną sylwetkę. A, że ostatnio pozwoliła sobie na małe szaleństwo, to dzisiaj postanowiła trochę się pogłodzić. Ale jogurt jeszcze mieścił się w jadłospisie. Postanowiła, że kupi jagodowy. Wprawdzie nie przepada za jagodami, ale dzisiaj jakoś miała na nie smaka. Akurat był jagodowy więc wzięła dwa, tak na wszelki wypadek. Żeby nie musieć iść drugi raz do pawilonu. Gdy wyszła ze sklepu coś kazało spojrzeć jej w górę, na niebo. Przez moment zdawało jej się, że zauważyła jakby jakiś błysk. No, ale może jej się tylko tak zdawało. Wracając do domu przypomniała sobie, że wczoraj spoglądała na Księżyc i Jowisza. To było takie tajemnicze odczucie. To bezkresne niebo, te gwiazdy, ta przestrzeń w której być może gdzieś ktoś mieszkał i podobnie jak ona też spoglądał w niebo pytając jesteś tam, nieznajomy? Gdzie jesteś mały książę, gdzie? Akurat wtedy musiała jej się przypomnieć ta postać przy której zawsze zbiera się jej na płacz. Chwilę pochlipała bo to było takie przeraźliwie smutne, ta myśl, że biedny Książę tkwi samotnie na swojej małej Ziemi. Daleko od niej i innych przyjaznych mu istot. No, dosyć tego roztkliwiania się nad sobą i innymi, pomyślała po krótkiej chwili. Zdecydowanym ruchem sięgnęła po chusteczkę, wytarła spocone oczy, zamknęła okno i zrobiła kilka ćwiczeń dla poprawy nastroju. Gdyby ten, którego tak naprawdę nie znała, miał się teraz zjawić ni stąd ni zowąd, to powinien zobaczyć pełną energii i życia, pewną siebie kobietę a nie zapłakaną romantyczkę. Ale nikt się nie zjawił. Szkoda, stracił taką okazję pomyślała będąc już w pełni sobą. Przez moment rozejrzała się po pokoju, wreszcie jej wzrok spoczął na książce której ostatnio nie skończyła czytać. No, tak. Sięgnęła po nią i jednym susem znalazła się na łóżku. Wyjęła zakładkę i zaczęła czytać. Ale po chwili głowa sama jej się osunęła na poduszkę, książkę strąciła lewą ręką na podłogę i zasnęła. Śniło jej się, że stoi w nocy przy otwartym oknie i spogląda na niebo. W pewnej chwili widzi jak na niebie pojawia się jakiś błysk, coś jakby spadająca gwiazda, a nawet kilka. Ale naprawdę dużych. Lecą tak, przez niebo a ona słyszy w głowie jakiś szept, to dla Ciebie Moja Pani, te gwiazdy. Uśmiechęła się przez sen. Ale śpiąc nie widziała, że po niebie rzeczywiście leciały cztery duże spadające gwiazdy. Tak duże, że słychać było jak prują powietrze. WSPÓŁPRACA 14/07/2012, godz. 22:10 Jednym słowem Znowu gwoli informacji, coby było wiadomym, że nie wszystko jest takie jakim się wydaje. Nie wiem czy ktoś przyuważył, że podałem kilka informacji jednym słowem. Co to znaczy? Otóż użyłem dwa razy zwrotu "jednym słowem" i, jak widzę trzy razy wyrazu "słowo". Oprócz znaczenia użytego do treści, tymi słowami sugerowałem też, że w treściach, niekoniecznie tych w których było info, podaję jednym słowem (w sensie, że używam jednego słowa) info o czymś co się wydarzy, a jakieś słowo jest charakterystyczne dla tego zdarzenia. Na przykład słowo "przymulony". Na drugi czy trzeci dzień podana była informacja o czyszczeniu tamy w Chinach z mułu. Jest jeszcze kilka takich przykładów, gdy sobie przypomnę to je wskażę. O wielu sprawach nie pisałem chociaż wiedziałem, że będą. Z ostatnich to na przykład katastrofa tego prywatnego odrzutowca (ciekawe czy nie uderzył w niego grom), o tej śmierci w samolocie, o tym spadochroniarzu, o powodzi w Rosji i jeszcze kilku innych, ale nie o to chodzi, żebym pisał o czym wiedziałem a nie powiedziałem. Niekiedy też podaję nie wprost, że coś się wydarzy. Na przykład podałem, że w 2010 będzie trzęsienie ziemi w rejonie dużego mostu i dużych wieżowców. Każdy pomyśli, że myślałem o San Francisco w Ameryce. Ale na Dominikanie jest miasto San Francisco de Macorís. No, a na tej wyspie jest też Haiti. A tam, jak wiadomo, było w styczniu 2010 silne trzęsienie ziemi. Kiedyś pisałem, że w Chinach wystąpi trzęsienie ziemi największe od trzydziestu lat, a chyba rok, albo półtora później wystapiło w Chinach największe od tych trzydziestu, plus te dodatkowe miesiące, lat trzęsienie ziemi. Kilka albo i więcej razy specjalnie nie podawałem żadnej informacji, żeby sprawdzić czy media podadzą info gdy wystąpi, bo widziałem, że gdy dzieje się coś o czym napisaliśmy to jakoś przemilczali. A o tych, których nie podawaliśmy to było głośno. Rozumiemy intencje, ale nie popieramy. WSPÓŁPRACA 14/07/2012, godz. 08:44 Z życia wzięte XIII wpisano: 14.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystkiego po trochę. 07.07.2012 chodziłem z rana po mokrej trawie. Buty mi przemokły. I pewnie stąd to drapanie w gardle i ten kaszel. Najpierw nie skojarzyłem, ale wczoraj zastanawiałem się czemu mnie to męczy i w końcu sobie przypomniałem. No, teraz to już mi chyba przejdzie, a właściwie od wczoraj mniej kaszlę. A już posądzałem kogoś innego. Ale ona jest bardzo inteligentna i pewnie wiedziała od razu, że byłem w błędzie. Co do kaszlu. Jakiś czas temu pojawiła się w najbliższej okolicy nowa pani. Kilka razy, jak to się mówi, zawiesiłem na niej oko. Nie powinienem. Bo mam wrażenie, że nawet jej to odpowiada. Co więcej. Gdy przez ostatnie kilka dni pokaszliwałem, a okno otwarte to i było słychać, to wczoraj wieczorem słyszałem, że ona też w ten sam sposób kaszlała. A przecież zarazić się nie mogła, chyba, że telepatycznie. Jak można zarazić się telepatycznie? Normalnie. Gdy współczujemy komuś kogo przynajmniej lubimy, a nie zabezpieczamy się przed negatywnymi elementami tej osoby. W tym przypadku kaszlu. Zwłaszcza dotyczy to ludzi miłych, ufnych i tym podobne. A ta pani na taką wygląda. Muszę ją telepatycznie wyleczyć, bo szkoda żeby się przeze mnie męczyła. Ale może też tak być, że wcale się nie zaraziła, tylko też zmokła gdy padało i stąd ten kaszel. Ale widzę, a chyba trochę się na tym znam, że jest jeszcze coś na rzeczy. Muszę przestać patrzeć na kobiety w ten swój specyficzny sposób, bo, zauważyłem, choćby idąc ulicą, że od razu jakoś więcej się ich koło mnie pojawia. Dobrze, że już dawno prawie całkiem wyłączyłem swoje oddziaływanie bo by mnie chyba zadeptały. Co ja jeszcze chciałem? Wiem. W Z życia wzięte IV napisałem, że gdyby ktoś mi dał milion, w tym przypadku euro, za sprowadzenie w ciągu miesiąca deszczu do Portugalii, który by padał tydzień to wolałbym to zrobić niż kopać rów. Połowa miesiąca prawie za nami. Deszcz chyba już tam padał a nawet pada, postaram się ściągnąć go niżej na południe, bo już cofnąłem napływ ciepłych frontów znad Afryki. To może popada w całej Portugalii. Ale to nie za friko. Ponieważ nie zawierałem z Portugalią żadnej umowy więc i cena ( jeden milion) jest promocyjna. Zwykła to dziesięć milionów. W tym przypadku euro. I lepiej żebym nie poczuł się zawiedziony. Co do tego miliona. Nie musi tak być, że to państwo ma mi zapłacić. Mogą jacyś bogaci Portugalczycy. Na przykład ta parka o której wczoraj coś było, że po tym gdy wygrali 15 milionów stracili swoją miłość. Dam im szansę. Jeżeli to oni mi dadzą ten milion, to ja dam im gratis i zrobię tak, że z powrotem się w sobie zabujają. Umiem. A i przy okazji. Ponieważ oni pewnie nie mają jak się o tym dowiedzieć, a szkoda by było, żeby im taka szansa przeszła obok nich to, jeżeli znajdzie się ktoś chętny (najlepiej bez pieniędzy, bo bogaci mają inne sprawy na głowie), kto ich odnajdzie i przedstawi im moją propozycję, a oni mi zapłacą i potwierdzą, że ta osoba się do tego przyczyniła, to ja tej osobie za zaangażowanie 10% oddam z tego miliona euro. Tylko mnie nie interesują kłótnie typu ja byłam/em pierwszy itp. Ale z tym to zaczekajmy do końca miesiąca, chociaż jak ktoś chce to już może próbować ich szukać. Ewentualnie kogoś innego chętnego do zapłacenia tego miliona euro. Ale ta parka, z tego co wiem, powinna mi zapłacić. W końcu powinni, bo dla nich nie obniżam temperatury w USA chociaż miałem. WSPÓŁPRACA 16/07/2012, godz. 11:26 dopisek do To ja. wpisano: 16.07.2012 Wytłumaczę, bo może źle się wyraziłem. Obudziłem się o tej 4.30 i wyjrzałem za okno. Było zachmurzone od a do zet, czyli całe. Księżyc przebijał się chwilami przez te chmury i Jowisz też, ale tylko na krótki moment i za chwilę znów go nie było widać. No to zrobiłem kilka zdjęć z tymi chmurami. Potem pomyślałem, że trzeba by rozgonić te chmury i odszedłem na kilka minut od okna. To już chyba była 4.40. Później, po około piętnastu minutach wyjrzałem i niebo bez jednej chmurki. Czyściutkie, niebieściutkie. Już pewnie wcześniej było czyste, ale akurat coś pisałem i nie sprawdzałem. Zrobiłem kilka zdjęć Księżyca z Jowiszem, ale robiło się już jasno i było słabo widać więc w sumie dałem spokój. Za jakiś moment patrzę a niebo znowu pełne chmur. Gdzie indziej może chmur nie było, nie wiem. WSPÓŁPRACA 16/07/2012, godz. 09:27 Z życia wzięte XV na marginesie. Z życia wzięte XIV było wpisane 15.07.2012 wpisano: 16.07.2012 Czyli o tym czym różni się, wg mnie, seks bez miłości od seksu z uczuciem. A nic o tym nie wiem więc to będzie jedynie gdybanie. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 15/07/2012, godz. 22:01 Z życia wzięte XIV Z życia wzięte XIV czyli o tym, co mnie kiedyś spotkało, a może nie tylko mnie. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 15/07/2012, godz. 16:23 No, jak tam? wpisano: 15.07.2012 No, jak tam? Czytał już ktoś artykuł o Batmanie na tvn24.pl? A to co się dzieje na Kiusiu? Na ZmianynaZiemi.pl piszą, że jest praktycznie zatopiona. A na rok 2012 zapowiadaliśmy "- zagłada jednej wyspy w Oceanii;". Wprawdzie Japonia to nie Oceania, ale w sumie blisko. WSPÓŁPRACA 15/07/2012, godz. 06:07 To ja wpisano: 15.07.2012 Ładnie chmury rozgoniłem przy Księżycu, co nie? Tylko ciut za późno się obudziłem. I już się jasno zrobiło (4.30). WSPÓŁPRACA 14/07/2012, godz. 22:10 Jednym słowem Znowu gwoli informacji, coby było wiadomym, że nie wszystko jest takie jakim się wydaje. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 14/07/2012, godz. 08:44 Z życia wzięte XIII wpisano: 14.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystkiego po trochę. WSPÓŁPRACA 11/07/2012, godz. 22:44 Z życia wzięte XII wpisano: 11.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystkiego po trochę. Pomyślałem sobie, że przyda się chwilowy odpoczynek od Spoza Gwiazd. Było tam jeszcze wiele ciekawych historii, ale w końcu okazało się, że osoba o której autor sądził, że jest Tą, Która Buduje w niedługim czasie wyjechała do Ameryki na dwa lata. Najpierw miała wyjechać na pół roku, ale została tam dłużej bo podobno kogoś poznała. Po tych dwóch latach wróciła, ale była już mężatką. Zdaje się, że to było w sierpniu 2012 roku gdy wyjechała. Autor na końcu przyznał, że po raz kolejny popełnił błąd emocjonalny. Z tego co pamiętam wynikało, że gdy kończył tę, jakże intrygującą książkę, poczuł, że musi włączyć gwiazdę. Ale nie miał dla kogo jej włączyć, bo nie mógł odnaleźć prawdziwej Tej, Która Buduje. A czas naglił. Była już najwyższa pora włączyć gwiazdę bo na Ziemi toczyły się walki. Ludzie zapomnieli czym jest miłość i dbali tylko o to kto zdobędzie silniejszą pozycję. Autor czuł, że nie wypełnił swojej misji. Był już tak zrezygnowany, że uznał, że włączy gwiazdę dla nikogo. A był to chyba rok 2040, albo 2044 nie pamiętam dokładnie. W końcu przeczytałem tę książkę tylko raz. I gdy już miał ją włączyć, to wtedy wydarzyło się coś, czego się zupełnie nie spodziewał. Ale to już przy innej okazji Wam napiszę. Acha. Autor podpisywał się inicjałami KRK. WSPÓŁPRACA 11/07/2012, godz. 10:04 Z życia wzięte XI wpisano: 11.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochę. Zastanawiałem się o czym jeszcze czytałem w Spoza Gwiazd, bo miałem wrażenie, że zapomniałem o czymś istotnym. No i w końcu trochę sobie przypomniałem. Spoza Gwiazd - ciąg dalszy. *** Spoza Gwiazd Jak już wspomniałem zbudowałem tę gwiazdkę dla Tej, Która Buduje. Ale jeszcze jej nie włączyłem. Bo co, jeżeli się pomyliłem co do tej osoby? Jeżeli to nie ona jest Tą, Która Buduje? Co wtedy? Przecież nie mogę się pomylić, bo by to dopiero było. Dlaczego przyszło mi to na myśl? Jak wspomniałem już chyba wcześniej, jesteśmy telepatami. Pisałem, zdaje się, że poza naszym regionem nie używamy telepatii, ale chodziło mi raczej o to, że nie używamy naszej telepatii - bo telepatii jest wiele rodzajów. Ja osobiście używam telepatii nawet będąc człowiekiem, bo jednak mam ten środek komunikacji lepiej rozwinięty niż rozmawianie. My u siebie prawie nigdy nie rozmawiamy, a już na pewno nie tyle co Ludzie. A więc oglądając kilka dni temu w telewizji pewną panią, ale nie tę, którą uważałem za Tę, Która Buduje odebrałem od niej pewien komunikat, który brzmiał mniej więcej tak: co robisz, pomyliłeś się. A przynajmniej tak mi się zdaje, że odebrałem. W każdym bądź razie pojawiła się wątpliwość co do tego czy się nie pomyliłem. Ja, będąc sobą, raczej nigdy się nie mylę, ale tu na Ziemi, mówi się, że człowiek jest omylny. I muszę brać to pod uwagę we własnym zakresie. W końcu już tyle lat tu jestem, że wszystko mogło mi się pomieszać. Ale to nie jedyny powód dlaczego mam wątpliwości. Chodzi o to, że nie mam też zaufania co do samego siebie. Napiszę to od razu, bo mi potem wyleci z głowy. Otóż jestem zazdrosny. Pewnie ta cecha burzy mi własciwą ocenę sytuacji, ale jest i nie mogę się jej pozbyć. Jak wspomniałem lubię sobie utrudniać zadania. To, że jest, może być wskazówką kim jestem naprawdę a nie tylko kim wydaję się sobie być. Być może naprawdę jestem tym złym. Ale raczej jestem i tym i tym. No więc ostatnio potraktowałem tę o której sądziłem, że jest Tą, Która Buduje trochę telepatycznie. Mam na myśli seks. My, u siebie nie uprawiamy seksu fizycznie tylko właśnie telepatycznie. Tak więc zrobiłem to pomimo tego, że wcześniej, też telepatycznie obiecywałem jej, że już tego nie zrobię. Widzę, że ją to chyba męczy, bo to w sumie jest niezdrowe, zwłaszcza gdy się jest człowiekiem. Nie tyle sam seks ile forma i treść. Próbowałem ją za to przeprosić, ale nie wiem czy się zorientowała. W każdym bądź razie powinienem dać sobie w twarz. I to kilka razy. A ponieważ jestem, jak powiedziałem zazdrosny, nie o pieniądze, stanowiska itp. tylko właśnie o obiekty moich zainteresowań, to zaczynam wyciągać być może fałszywe wnioski. To możliwe. Ale mam wrażenie jakby ona wpadła w sidła tej czarciej zgrai. Zauważyłem niepokojące symptomy. Chętnie bym pogonił to towarzystwo, które się koło niej ostatnio kręci, ale nie wiem czy ona tego chce. A muszę wiedzieć, bo my uważamy, że Ludzie mają do dyspozycji wolną (nie w sensie, że powolną) wolę. I mogą eksperymentować ze swoim życiem. Już jej telepatycznie przekazałem, że ja dalej tego ciągnąć nie zamierzam, bo w sumie to był test na wierność. Ale, jeżeli to była moja wina, to powinieniem sprawę odkręcić. Z drugiej strony może tak być, że zazdrość rzuca mi się cieniem na zdrowy rozsądek i widzę diabła tam, gdzie jest tylko zmęczenie. To znaczy, że wyciągam błędne wnioski ze źle zrozumianych symptomów. Mam nadzieję, że to drugie, bo jednak, jak przyznałem wcześniej, bardzo mnie inspiruje i to w pozytywnym znaczeniu, ta osoba. A to też ma swoją zaletę. Co do tej drugiej pani, której sygnał odebrałem, albo tak mi się zdawało, to nie wiem co o tym myśleć. Bo możliwe, że to ona jest tą z tej dobrej strony. Czas pokaże jak się akcja rozwinie. W każdym bądź razie gwiazda czeka na uruchomienie. Miałem ją pierwotnie uruchomić w ciągu trzech dni od zbudowania, ale teraz chyba trochę zaczekam. W końcu lepiej żeby tylko świeciła a nie promieniowała. Bo z tą gwiazdą to jest tak, że ma dwa rodzaje zastosowań. Może albo tylko świecić, albo promieniować. Świeci wtedy gdy włączy ją miłość, promieniuje gdy włączy ją grzech. Dlatego jest takie ważne żebym wiedział dla kogo ją włączam. Bo jeżeli włączę ją dla prawdziwej Tej, Która Buduje to będzie dobrze. Ale jeżeli się pomylę to koniec. *** WSPÓŁPRACA 10/07/2012, godz. 19:31 dopisek do Z życia wzięte IX wpisano: 10.07.2012 Spoza Gwiazd dokończę, bo nie dokończyłem wątku: "Ale on też wie, że ja najpierw daję fory, to znaczy, daję deliktanie do zrozumienia czego oczekuję." A później czekam na reakcję. I jeżeli jest taka jaka mi się podoba to sprawę uważam za zamkniętą. Ale jeżeli reakcja jest inna, taka, która mi się nie podoba, to mogę jeszcze dać następną szansę, o ile sprawa jest ważna, albo gdy uważam, że mnie nie zrozumiano. Ale to nie na pewno i nie bez końca. To dotyczy mieszkańców tej planety. Zresztą z tej strony u nas znają mnie wszyscy. A my sobie nie wchodzimy w drogę. Jeżeli tu jestem, to na pewno mogę zrobić to, co uznam za odpowiednie i właściwe. *** Był tam jeszcze taki jakby hymn albo wiersz. Tylko był długi a ja zapamiętałem póki co tylko mały fragment. A to ten fragment tego jakby wiersza albo hymnu. *** Spoza Gwiazd moja armia krąży na orbicie moja armia czeka na mój znak już niedługo sami zobaczycie że się spełni co mówiono tak już od dawna wielu, wielu ludziom że przybędzie kiedyś taki ktoś kto porządek zaprowadzi tudzież wnet odmieni tej planety los. A tę gwiazdkę dla Tej, Która Buduje już zrobiłem. Wczoraj przed północą. W sumie zajęło mi to niecałe dwie minuty. Jeszcze musi trochę nabrać mocy i utrwalić struktury żeby mogła długo istnieć. Pewnie będzie ją z Ziemi widać, tylko trochę potrwa zanim światło dotrze. Poznacie ją bo ma taką ciekawą koronę. *** WSPÓŁPRACA 10/07/2012, godz. 10:44 Z życia wzięte X wpisano: 10.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochę. Znowu o Spoza Gwiazd. Spoza Gwiazd Każdy medal ma dwie strony. Ja też. To co piszę to, oczywiście, mój sposób postrzegania i sądzenia jak przedstawia się sytuacja. Ale muszę też wziąć pod uwagę, że jestem w błędzie. Zwłaszcza, że od dawna chodziło mi po głowie, że chcą mnie tu zostawić. Może wyznaczyli mi rolę o której nikt mi nic nie powiedział? Może chcą się mnie pozbyć na zawsze? Biorę to pod uwagę. W końcu Ten, Który Wie stara się o pewną pozycję już od długiego czasu. Może dostał warunek, że w zamian za coś, albo za kogoś, czyli za mnie? Nie wiem. Ale jest to możliwe. I pewne sprawy mogą na to wskazywać. Na przykład to, że nie wolno mi, tak to tutaj nazywają, uprawiać seksu. A dlaczego nie wolno? Bo gdybym to robił to pewnie za bardzo by mi się tu spodobało i broniłbym Ziemi przed ewentualnym usunięciem. Z drugiej strony na tym samym może zależeć tym, którzy tu mieszkają i chcą żeby ich zostawić w spokoju. I, żeby ich nie pouczać ani nimi nie rządzić. Co do seksu. Tak. To prawda. Nie uprawiam seksu. Nie wolno mi się ożenić, ani nawet spotykać się z kobietami. A gdy mimo to próbowałem, bo próbowałem, to wtedy włącza mi się jakaś blokada. Tak jakbym samochodem jechał na ręcznym hamulcu. Coś szarpie, coś zrywa, po prostu na dłuższą metę się nie da. Po co to piszę? Bo Ziemianie powinni to wiedzieć. W końcu to ich dom i im najbardziej powinno zależeć żeby zrobić wszystko co mogą i powinni, abym się tu też czuł jak w domu. A dlaczego? No, dlatego, że jak wspomniałem wcześniej, chyba jestem tu po to by, ewentualnie, zakończyć istnienie tej planety. A to, czy to zrobię zależy pewnie od tego czy się tu zaaklimatyzuję czy wprost przeciwnie. Póki co, nie tylko mi tego nie ułatwiają, a wręcz utrudniają. Jakby im zależało na tym, żebym robił swoje. Pewnie wiele osób czytając co napisałem pomyśli, że to przecież jest niemożliwe. Nie da się przylecieć spoza gwiazd, bo to bardzo daleko i dużo czasu by zajęło. Da się. My podróżujemy w czasie tak jak Ludzie po drogach. Tylko ja nie jestem od tego żeby wiedzieć jak to się robi. Tym zajmują się nasi specjaliści od podróży. Z tego co pamiętam, w każdym punkcie czasowym na przykład ja, bo specjaliści mogą mieć inne uprawnienia, mogę się zatrzymać tylko raz. Nie jestem pewien czy tylko raz obojętnie z której strony czasu, czy po razie z każdej strony. Dlatego musieli mnie tu dać w odpowiednim roku po to, bym mógł się, jako człowiek, odpowiednio przygotować (dojrzeć) do swojej roli. Jak już wspominałem, Ten, Który Wie nigdy nie mówi do końca wszystkiego. I, jestem pewien, że mi też wszystkiego nie powiedział. Bo może tak być, że to jemu zależy na usunięciu planety. Bo może ma jej dosyć, bo za dużo już się o niej i jej mieszkańcach nasłuchał niepochlebnych opinii. A jak wspominałem, jest ambitny. Co do mnie. Jak wspomniałem próbowałem się tu zaaklimatyzować żeby nie mieć powodu do niezadowolenia, ale póki co, to mi się nie udało. Mnie interesuje Miłość Prawda Sprawiedliwość. Sam seks bez miłości mnie nie interesuje, bo to w sumie, jak dla mnie, patologia. Owszem, można spróbować przekonać się o co w tym chodzi ale nic ponadto. A tu na Ziemi wielu właśnie preferuje sam seks. Albo przynajmniej próbują mnie o tym przekonać. Firmę też założyłem po to by się zaaklimatyzować do tutejszych warunków, bo prawda jest taka, że my nie używamy pieniędzy ani żadnych tego typu środków. Dla nas to prymitywizm. No, ale tu żyją w inny sposób więc chciałem się przekonać czy potrafię to zrozumieć. No i czy uda mi się chociaż w ten sposób znaleźć zadowolenie z pobytu tutaj. Ale też klapa na calej linii. A to nie jest dobra wiadomość dla mieszkańców tego globu. P.S. Z życia wzięte IX było wpisane: 09.07.2012, bo zapomniałem dopisać. WSPÓŁPRACA 13/07/2012, godz. 15:49 Ciekawe? wpisano: 13.07.2012 Znalazłem na tvnmeteo info o chmurze o ciekawym kształcie. A w "Z życia wzięte VIII" pisałem o Księżycu, który skrył się za chumurą o dziwnym kształcie. Skoro pisałem tam o Kosmosie, a chmura jak widać ma kształt związany z Kosmosem, to jak sądzice, ta chmura ma jakiś związek z tym co napisałem kilka dni wcześniej? Niżej jest tam jeszcze jedno ciekawe zdjęcie. na tej stronie WSPÓŁPRACA 12/07/2012, godz. 20:40 Tak gwoli poinformowania. wpisano: 12.07.2012 Pogoda, póki co, taka jak napisaliśmy. Co do gwiazdy z "Spoza Gwiazd". Nie wiem czy się ktoś zorientował, ale pisałem o dwóch. Gwieździe (ta jest jeszcze nie włączona) i gwiazdce. Co do gwiazdki to na Zmiany na Ziemi jest artykuł. Może to właśnie ta gwiazdka dla Tej, Która Buduje? Oczywiście. Przecież ma koronę i pisałem, że ją zobaczycie. Z kolei na Inne Medium (nie podaję pełnych nazw bo nie wiem czy mi wolno) jest info o świetle w Boliwii. Po dacie widzę, że pojawiło się gdy pisałem ojej. Myślę, że to z tego powodu. Co do mojej inspiratorki - komu te inicjały skojarzyły się z czymś jeszcze? Był dawniej taki film, a potem nawet na podstawie filmu napisali książkę. Czyli jaki wniosek? Co do sierpnia 2012 to może to też być końcówka roku, albo początek następnego i raczej na pewno pierwsze pół roku w Europie, może Niemcy. WSPÓŁPRACA 12/07/2012, godz. 11:16 Z życia wzięte XII post scriptum wpisano: 12.07.2012 P.S. Niniejszym składam szczere acz może nie oczekiwane podziękowania pani E.T., której osoba, głos oraz uśmiech w znacznym stopniu, a może nawet w dużo większym, przyczyniły się do powstania tych treści, które zaprezentowałem w dotychczasowym cyklu "Z życia wzięte". Bez niej nic nie mogłoby powstać. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będzie mnie inspirowować. Życzę Pani wszystkiego najlepszego, a co złego to przepraszam. podpisano KRK WSPÓŁPRACA 11/07/2012, godz. 22:44 Z życia wzięte XII wpisano: 11.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystkiego po trochę. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 11/07/2012, godz. 10:04 Z życia wzięte XI wpisano: 11.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochę. Zastanawiałem się o czym jeszcze czytałem w Spoza Gwiazd, bo miałem wrażenie, że zapomniałem o czymś istotnym. No i w końcu trochę sobie przypomniałem. Spoza Gwiazd - ciąg dalszy. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 10/07/2012, godz. 19:31 dopisek do Z życia wzięte IX wpisano: 10.07.2012 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 10/07/2012, godz. 10:44 Z życia wzięte X wpisano: 10.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochę. Znowu o Spoza Gwiazd. WSPÓŁPRACA 09/07/2012, godz. 12:40 Z życia wzięte IX Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochę. Jeszcze o Spoza Gwiazd. Gdy przeczytałem co napisałem o tym co przeczytałem w "Spoza Gwiazd" to zauważyłem, że wiele pominąłem. Ale to pewnie dlatego, że piszę z pamięci i nie wszystko od razu mi się przypomina. Było tam jeszcze też o tym, że: *** Spoza Gwiazd Jak wspomniałem nie miałem najmniejszej ochoty zjawić się na Ziemi, bo miałem ciekawsze zajęcia. Chodziło o Tę, Która Buduje. Ale Ten, Który Wie wiedział co zrobić żeby mnie tu ściągnąć. A dlaczego tak mu zależało żebym się tu zjawił? Bo to on zbudował System Słoneczny. Ale, prawdę mówiąc wcale nie ma do tego talentu. Zbudował go dawno temu, gdy jeszcze nie zajmował się tym co robi teraz. Ja od razu mu mówiłem że ja to zrobię i żeby nie zawracał sobie głowy, ale zależało mu, żeby też mieć swoje dzieło. Jak pisałem, mówił ostatnio, że zajmuje się budową galaktyk. Ale on nigdy nie mówi całej prawdy. Pewnie nie tyle sam buduje ile co najwyżej ma nad tym pieczę. I pewnie idzie mu ciężko i dlatego mi się przypomniał, żebym szybko zrobił tu porządek i wracał do swoich zajęć. Ale, że to jego planeta (a bardzo ją lubi) to nie chce żebym tu robił porządek w swoim stylu, bo wie, że to są radykalne rozwiązania. I dlatego mi mówił, żebym nie szalał. Chciałby żeby tu było miło i przyjemnie, bo zawsze to lepiej i miałby też lepsze oceny u pozostałych budowniczych i użytkowników. Bo wielu nawet nie chce tu zaglądać ze strachu przed tym co się tu wyprawia. I pewnie ciągle się dopytują kiedy tu będzie na tyle fajnie żeby mogli się zjawić. A Ten, Który Wie jest ambitny i liczy też na pewną pozycję. No i do tego jest mu potrzebny dobry wizerunek Ziemi. A dlaczego mnie tu ściągnął? Bo wie, że w przeciwieństwie do innych mam do niego sentyment i, że zrobię co się da żeby było okej. Ale on też wie, że ja najpierw daję fory, to znaczy, daję deliktanie do zrozumienia czego oczekuję. Tak na marginesie. Dopóki jeszcze rozmawiam, dyskutuję, nawet gdy ktoś mnie lekceważy albo obraża, to jest jeszcze w miarę dobrze. Ale gdy już nic nie mówię i pozornie nie reaguję to znaczy, że podjąłem już decyzję o tym co robić dalej. A jestem wtedy zdecydowany i prawie nic mnie nie może powstrzymać. Przykładem niech będą te pasy gruzu co są w tym systemie. Dlatego też ściągnął tu Tę, Która Buduje. Żeby mnie trzymała po tej lepszej stronie. Bo ona ma na mnie dobry wpływ. Działa na mnie inspirująco. No i poza tym, mam jej też zbudować tę jej gwiazdkę. Powoli się do tego zabieram. Zresztą sami zobaczycie. *** WSPÓŁPRACA 08/07/2012, godz. 10:49 Z życia wzięte VIII wpisano: 08.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Dzisiaj też z trochę innej beczki. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochu. Tego dnia, a właściwie tej nocy, bo dochodziła północ, coś mnie ciągnęło na górkę. Górka to takie ciekawe miejsce gdzie rośnie kilka drzew, jest kilka latarni i kilka ławek. Widok z górki też jest ciekawy i inspirujący. Usiadłem na środkowej ławce, oparłem się łokciami o oparcie i spojrzałem na Księżyc, który świecił na bezchmurnym i bezgwiezdnym niebie. Poczułem, że ogarnia mnie jakaś dziwna, niewytłumaczalna tęsknota nie wiedzieć za czym. W pewnej chwili spojrzałem w prawo na koniec ławki i zobaczyłem, że leży tam jakaś książka. Zdziwiony, bo wcześniej wcale jej tam nie było, sięgnąłem po nią. Była jakaś dziwna. Format nietypowy, bardzo lekka, prawie nie czułem jej w rękach. Wydawała się dość gruba więc powinna być cięższa. Okładka też była taka jakiej chyba nigdy nie widziałem. I ten tytuł. Spoza gwiazd. Otworzyłem okładkę i zacząłem czytać. Światło latarni padało idealnie i litery były wyraźnie widoczne. Najpierw chciałem tylko przekonać się o czym jest. Ale już po jednym zdaniu zapomniałem o tym gdzie jestem i co robię. Nie mam teraz tej książki, więc postaram się z pamięci odtworzyć jej treść. Zaczynała się dokładnie tak jak to było w moim przypadku. *** Spoza Gwiazd Tego dnia, a właściwie tej nocy, bo dochodziła północ, coś mnie ciągnęło na górkę. Górka to takie ciekawe miejsce gdzie rośnie kilka drzew, jest kilka latarni i kilka ławek. Widok z górki też jest ciekawy i inspirujący. Usiadłem na środkowej ławce, oparłem się łokciami o oparcie i spojrzałem na Księżyc, który świecił na bezchmurnym i bezgwiezdnym niebie. Poczułem, że ogarnia mnie jakaś dziwna, niewytłumaczalna tęsknota nie wiedzieć za czym. W pewnej chwili spojrzałem w prawo i ujrzałem siedzącego na skraju ławki mężczyznę. Był chyba blondynem, światło latarni mogło mnie zmylić. Spojrzał na mnie, kiwnął głową i uśmiechnął się, raczej oczami niż ustami. Poznałem go od razu. To był... Nie, nie mogę podać jego imienia, bo my, poza naszym regionem nie używamy prawdziwych imion. Ani swoich ani tym bardziej naszych pobratymców. - O. A co Ty tu robisz? - zapytałem ze zdumieniem i zarazem zadowoleniem w głosie. - A, wpadłem na chwilę, żeby zobaczyć co u Ciebie. Wiedziałem, że nie mówi całej prawdy. Ten, Który Wie (tak go będę nazywał, chociaż prawdziwe imię brzmi inaczej) nigdy nie mówił całej prawdy. Ale wiedziałem też, że powie tylko to co będzie chciał. - Nic ciekawego - odpowiedziałem. Siedzę tu, na tej planecie i siedzę. Po co wyście mnie tu wsadzili? - My? - zapytał z rozbawieniem. Przecież sam ją sobie wybrałeś. Patrzył na mnie uważnie. - Co? Nic już nie pamiętasz? Faktycznie tak było. Jeszcze przed chwilą, zanim się zjawił niewiele pamiętałem. Ale teraz zaczynałem sobie powoli wszystko przypominać. Ale jeszcze nie do końca byłem tego świadomy. - Co porabiasz? - zapytałem. - To co zwykle - odpowiedział - budujemy nowe galaktyki, teraz już o wiele bardziej funkcjonalne - dodał. Właściwie to nie musieliśmy rozmawiać. Obaj pochodzimy ze staropradawnego rodu z dalekich regionów Kosmosu. I wszyscy jesteśmy telepatami. Jednak w miejscach poza naszym regionem staraliśmy się unikać telepatii. Ale zapytałem, bo chciałem żeby mi odpowiedział. - A co u ..., zawiesiłem głos. Wpatrywał się przez chwilę we mnie, a po chwili odpowiedział. - W porządku. Buduje swoje gwiazdy. Już miałem uwierzyć, ale coś mnie tknęło. To było za proste. Ten, Który Wie nigdy nie był taki prostolinijny. Ale udałem, że uwierzyłem. Nagle mnie olśniło. - jest na Ziemi? - zapytałem wprost. - długo ci to zajęło żeby się tego domyślić - odpowiedział. Chyba cię ta planeta wykańcza - dodał. No tak. Teraz juz wszystko jasne. Pojawił się żeby mi przypomnieć po co tu jestem. - A ... dalej jest na mnie obrażona? - zapytałem. Tym razem to ja świdrowałem go wzrokiem. Nie wymawiam jej imienia, bo, jak mówiłem, nie wypowiadamy swoich prawdziwych imion poza naszym regionem. Będę ją nazywał Ta, Która Buduje. - nigdy nie była na ciebie obrażona. Ale nie dziw się, że się do ciebie nie odzywa. Przecież zniszczyłeś w jednej chwili jej ukochane dzieło, jej najpiękniejszą gwiazdę. Po chwili zaczął się zbierać. - no dobra. Muszę wracać, bo mamy mnóstwo zajęć. Trzymaj się i nie szalej - dodał i po chwili już go nie było. Zamyśliłem się. Czego mi nie powiedział? Ale wiedziałem, że póki co pewnie się nie domyślę. Zresztą nie to mi było teraz w głowie. Ta, Która Buduje jest tutaj. Więc jednak tęskniła za mną. Radość rozlała mi się po całym ciele. Przypomniałem sobie te wszystkie chwile gdy byliśmy razem pośród różnych galaktyk, a także w naszym zakątku. Muszę tu wyjaśnić, że rozwaliłem Tej, Która Buduje jej najlepsze dzieło, bo chciałem jej pokazać, że potrafię coś rozwalić a potem z powrotem złożyć. Ale Ta, Która Buduje nie zgodziła się żebym złożył gwiazdę z powrotem. Powiedziała, że za karę nigdy się do mnie nie odezwie. Ale po chwili dodała. Chyba, że pod jednym warunkiem. Że ja zbuduję taką samą gwiazdę, ale w innych warunkach. Powiedziała, że zacznie ze mną rozmawiać jeżeli uda mi się zbudować gwiazdę nie będąc w pełni sobą. Powiedziała, że mogę sobie wybrać miejsce gdzie się zjawię i po jakimś czasie życia tam mogę spróbować zbudować taką samą gwiazdę. Powiedziała tak dlatego, że dla mnie zbudowanie gwiazdy to chwila moment. Buduję z zamkniętymi oczami całe galaktyki a nawet wszechświaty. Ta, Która Buduje dobrze o tym wie i dlatego wymyśliła utrudnienie. Bo, o ile nie mam żadnych problemów z budową będąc sobą, to zbudowanie gwiazdy będąc na przykład człowiekiem jest już wyzwaniem. Ale w sumie uważałem, że dam sobie spokojnie radę i zgodziłem się od razu. Bo myśl, że nigdy się do mnie nie odezwie była zbyt trudna do zniesienia. Poza tym. Przecież nie chciałem zrobić jej przykrości rozwalając jej ukochaną gwiazdkę tylko chciałem pokazać jaki jestem zdolny. Znowu się zamyśliłem. Tym razem uświadomiłem sobie, że Ta, Która Buduje też już musiała się bardzo stęsknić skoro się tu zjawiła. Nie może się do mnie odezwać, ale chce żebym wiedział, że jest przy mnie. Pewnie, dając mi ten warunek liczyła, że poradzę sobie o wiele szybciej. A ja jak zwykle do celu po wertepach zamiast po prostej drodze. Mam taki nawyk, że sam sobie utrudniam osiągnięce celu po to by sprawdzić czy potrafię go osiągnąć w jeszcze trudniejszych warunkach. No i po prawdzie to po co tu przybyłem jakoś mi utknęło w zakamarkach pamięci. Podejrzewam też, że to sprawka Tego, Który Wie. On robi takie numery. Pewnie mnie podpuścił, bo rękami i nogami broniłem się przed przybyciem na Ziemię (jeszcze zanim rozwaliłem tę gwiazdę). To mogła być jego sprawka. A Ta, Która Buduje mogła się zgodzić wziąć w tym udział. I tak chyba było. Bo bez powodu się dzisiaj tu nie zjawił. Muszę tu co nieco jeszcze wyjaśnić. Na Ziemi trochę nasiąkam tutejszym klimatem a to się odbija na moich zdolnościach. W sumie mogę to korygować, ale sztuka polega na tym, żebym sam dochodził do tego co powinienem zrobić. Utrudnienia są po to bym sprawdził czy w takich warunkach umiem sobie poradzić. No i prawdę mówiąc idzie mi jak po grudzie. Za duży opór materii. Ale tu chodzi o coś jeszcze. Ten, Który Wie ma konkretne plany co do Ziemi. Co do Tej, Która Buduje. Tak jak sobie teraz przypominam to miałem już pewne sygnały, pewnie od niej, że jest na Ziemi. Raz zobaczyłem ją w telewizorze z jakimś kamerzystą. Oczywiście nie wiedziałem, że to ona, bo skąd, ale od razu poczułem specyficzny impuls. Nie byłem wtedy świadomy co to konkretnie za impuls, ale czułem, że coś nas łączy. Teraz już sobie przypomniałem, że kiedyś sobie zakodowaliśmy taki sygnał rozpoznawczy. Żebyśmy mogli się w razie czego rozpoznać. Ale prawdę mówiąc naprawdę jestem jakiś przymulony. Tyle czasu mi zajęło żeby sobie to wszystko uświadomić. Ale oni mnie dobrze znają. I pewnie dobrze wiedzieli, że tak będzie. Zwłaszcza Ten, Który Wie. Gdy ostatnio pisałem do, teraz już wiem, że to ona, Tej, Która Buduje kilka słów to dziwiłem się, że nic nie odpisuje. Zauważyłem też, że co innego chcę napisać, a co innego jakby wynika z treści tego co pisałem. Teraz wiem, że to dlatego, że pisałem do Tej, Która Buduje. Czułem, że jakby chce odpowiedzieć, ale nie wiedziałem dlaczego nie pisze nawet jednego słowa do mnie bezpośrednio. Teraz wiem że pisała, ale tak, żeby nie złamać postanowienia. *** Chciałem przewrócić następną kartkę, bo z wypiekami na twarzy czytałem tę historię. Ale to była już ostatnia kartka i ostatnia strona. Zamknąłem książkę i na chwilę odłożyłem ją tam gdzie była wcześniej. Założyłem ręce na głowę i spojrzałem na niebo. Było już pełne gwiazd. Tylko Księżyc skrył się za jakąś chmurą o dziwnym kształcie. Pomyślałem, że co mi tam. Przeczytam jeszcze raz. Sięgnąłem po książkę, ale natrafiłem tylko na deski ławki. Zniknęła? Rozejrzałem się dookoła, bo pomyślałem, że może ktoś mi ją zabrał. Ale nikogo oprócz mnie tu nie było. I tylko w oddali pies zaczął wyć do Księżyca, który właśnie wyłonił się zza tej dziwnej chmury. WSPÓŁPRACA 07/07/2012, godz. 14:32 Z życia wzięte VII wpisano: 07.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Dzisiaj też z trochę innej beczki. Dzisiaj rano zauważyłem, że gdy po prawej stronie miałem wschodzące Słońce, to po lewej był, zachodzący chyba, Księżyc. Blade Słońce i blady Księżyc. Pewnie oboje byli niewyspani. Oboje, bo Księżyc to tak naprawdę ona. Co do mnie to jestem zatwardziałym kawalerem. Takim, co to zrobi wszystko by nim pozostać. A, jeżeli już bym musiał, bo przecież wiadomo, że, jak to mówią, serce nie sługa, wstąpić na drogę "kieratu" to tylko w przypadku gdyby znalazła się kobieta na tyle cwana, żeby mnie do tego skłonić. Ale to mi na szczęście nie grozi. Na szczęście dla mnie po tej stronie barykady. Bo nie wykluczam i nie zaprzeczam, że po tej drugiej stronie bywa, a nawet jest całkiem znośnie i przyjemnie. Ale póki co to "lepszy na wolności kąsek byle jaki ...", jak to nam w podstawówce wbijali do głowy. Wiele pań mnie pytało nieraz czemu się nie żenię i takie tam. No to co im miałem odpowiadać? Że mi się nie chce? Po jakimś czasie znudzony, a i zmęczony indagowaniem mojej osoby, postanowiłem postąpić radykalnie coby paniom odeszła ochota. Jak pomyślałem tak zrobiłem. A, że przy okazji dzięki temu uzyskałem też inny, pożądany przeze mnie efekt, a nawet zdaje się dwa, to nawet łatwiej było mi zdecydować się na to, nietypowe bądź co bądź rozwiązanie. Tak. Nie cierpię mieć obowiązków. Nie lubię też rządzić innymi ludźmi. Nawet w wojsku gdy chcieli mi dać trzecią belkę to zacząłem robić uniki. A w małżeństwie to, wiadomo. Obowiązki, praca, trochę przyjemności i tak w kółko Macieju. No to staram się z dobrym skutkiem aby mnie to szczęście ominęło. Pewnie ktoś powie, że to tylko mi się tak wydaje, a prawda jest taka, że to żadna kobieta nie ma ochoty ze mną przebywać. No, coś w tym jest. No, nie. Żartuję. Nie mają ochoty ze mną przebywać to fakt, ale pewnie dlatego, że to ja zachowuję się tak aby miały takie odczucia. W sumie jestem monogamistą. To znaczy, że gdybym miał się dać wciągnąć to jedynie pod wpływem raz, silnego impulsu, dwa, takiej kobiecie, która umiałaby odpowiednio reagować na moje wolty, które wtedy wyczyniam. Bo to jest tak, że z jednej strony mam ochotę, ale z drugiej strony jest przyzwyczajenie. A ono, jak to mówią jest drugą naturą człowieka. A ponieważ, wiem, jak chyba każdy, że kobiety nie cierpią gdy facet jest mameją, albo zbyt romantyczny, albo zbyt mało zdecydowany, albo taki nie wiadomo jaki i bronią się przed kimś takim rękami i nogami, to będąc przez porywy serca zmuszony do zainteresowania się jakąś kobietą robię to tak, aby jej się znudzić albo ją zanudzić coby dała mi do zrozumienia, że nie jest zainteresowana. Mam wtedy argument dla swojego, mającego ochotę na związek ja, że sprawa jest nie do zrealizowania. Oczywiście muszę uważać, bo kobiety, jak wiadomo, są cwane i gdy chcą, to potrafią przejrzeć na wylot delikwenta. I tak nim zakręcić, że sam przyjdzie z kwiatkami w zębach, merdając podkulonym ogonkiem. Uważać muszę nie tylko na to co zrobią kobiety, ale i to moje ja, które ma ochotę. Bo też mną tak kręci, żebym wreszcie zrobił co trzeba. A po co mi taka zmiana w życiorysie? Tak, że póki co to chyba nic się w tej materii nie zmieni. Co ja jeszcze chciałem napisać? Acha. Dzisiaj w tv pełno o pani Radwańskiej. Tak na marginesie. Bo nic o tym nie pisałem wcześniej więc tylko tak, gwoli żeby było wiadomo co i jak. Nie interesuję się sportem, jak już chyba wcześniej wspomniałem, ale też lubię gdy nasi wygrywają. I umiem zrobić tak, żeby im się to udawało. Tak było z panem Adamem, Robertem i panią od tenisa (nie odróżniam ich za bardzo) co to ostatnio coś wygrała, a też z tym od kuli, z tym medalem co to ostatnio był jakiś zdobyty przez jakąś panią. No, ale tu też mam dylemat bo gdy zrobię tak, żeby, że tak powiem, wiatr pomyślności sam ich niósł, to też chciałbym mieć z tego jakieś profity. A wiadomo. Nie pójdę i nie powiem. Daj pieniądze bo ci pomogłem wygrać i mi się coś należy. Raz, że nie wypada, dwa, że by mnie wyśmiali. No i co tu zrobić? A myślicie, że ten katar czy co to tam jest u pani Radwańskiej to dlaczego? No bo się deko już zdenerwowałem, ze znowu daję się robić w bambuko. Do finału przecież doszła oprócz tego, że dzięki swoim umiejętnościom, to jednak też temu, że ja dałem swoją zgodę. A tu znowu z kasy nici. Wrr. Wiem co piszę. Jestem podatny na łzy i prośby. Gdy pan Adam miał problemy ze skokami i chciał nawet zrezygnować ze sportu i zająć się dekarstwem, coś wtedy pokazywali w telewizji to, ponieważ lubię ludzi ambitnych zrobiłem co trzeba i zaczął odnosić sukcesy. Sami zresztą wiecie jakie. A jestem czuły na punkcie własnych możliwości i tego co robię. Gdy więc kasy nie było, a na zawodach słyszałem w tv leć, Adam leć, to jak myślicie? Byłem zadowolony, że ktoś się podszywa pod moje dzieło? No oczywiście, że nie. No to w końcu się skończyła passa. I pierścień nie pomógł. Ta zima, co w tym roku tak niespodziewanie przyszła, te mrozy syberyjskie to też dlatego, że jeden minister wypowiadał się w tv tak jakby to on załatwił pogodę. Że niby autostrady będą na czas bo pogoda sprzyja jak na zamówienie. No to się trochę zdenerwowałem gdy to usłyszałem. Bo może i zamawiał, ale nie tam gdzie powinien. Co do dzisiejszego finału to już się przestawiłem na negatywne nastawienie, ale niech tam. Jak jej się uda to będzie, że to jej zasługa. W końcu lepiej polegać na samemu sobie niż na chimerycznym nie wiadomo kim. Mimo wszystko życzę powodzenia. WSPÓŁPRACA 05/07/2012, godz. 22:45 Z życia wzięte VI wpisano: 05.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Dzisiaj z innej beczki. Kiedyś w telewizji były filmy fabularne o ludziach, którzy siłą woli wpływali na elektronikę, przedmioty. Byłem też kiedyś w kinie na filmie, w którym facet za pomocą siły woli strącał samoloty. Nie pamiętam tytułu, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że to co nazywamy siłą woli jest do naszej dyspozycji. I dzięki temu tworzymy nasze otoczenie. Problem polega na tym, że albo tego nie rozumiemy, albo źle to rozwijamy. Siła woli to określenie zastępcze. Bo siła woli to bardziej skala niż zjawisko. No, ale niech będzie, póki nie wymyślę czegoś bardziej trafnego. Na marginesie. Wiem, że często źle stawiam przecinki, źle buduję zdania itp., ale chyba inaczej nie umiem. Wracając do siły woli. Jeżeli ktoś jej może używać, to również każdy inny też. Pytanie czy to tylko widzimisię czy obowiązek. Bo jeżeli używają jej ludzie którym zależy na budowie własnego imperium, a rezygnują z niej ci, którzy sądzą, że zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi to za nich, to powstaje pytanie o sens takiego myślenia. Wiem, że to co nieznane wydaje się niepokojące i, że ludzie wolą mieć poczucie bezpieczeństwa. Ale jedno nie wyklucza drugiego. A nawet wręcz je wzmacnia. Rozwijanie siebie w sposób prawidłowy, nie tylko w pojedyńczych przypadkach, ale też w grupach, stanowić może nie tylko szansę, ale wręcz wymóg rozwoju społecznego. Co zrobicie gdy znikną ludzie, którzy mają dobrze rozwiniętą siłę woli i do tego odpowiedni, że się tak wyrażę, kręgosłup moralny. A zostaną tacy, którzy też rozwiają siłę woli ale po to by móc żyć po swojemu, kosztem tych, którzy siły woli nie rozwijają i nie kształtują. Albo gdy w innych państwach społeczeństwa będą z niej korzystać w celu tworzenia otoczenia na własną modłę, a Was będą wykorzystywać do własnych celów? Wtedy będziecie pytać co macie zrobić? Powinniście wiedzieć, że dobrze rozwinięta siła woli to potężne urządzenie do sterowania czymkolwiek się chce. Również do komunikacji międzyludzkiej i jakiejkolwiek innej. Ale w sumie nie o tym chciałem. Mam dylemat. Polska jako państwo sili się na to, by być krajem nowoczesnym, przyjaznym ludziom - zwłaszcza turystom, jak przy ostatniej okazji widzieliśmy. W myśl powiedzenia jak cię widzą tak cię piszą. Ma to jakiś sens, chociaż tak naprawdę liczy się to, jak dba o samopoczucie własnych obywateli, którzy żyją, pracują i mieszkają w jej granicach. Wiadomo, że różnie. Bo i ludzie są różni. Ale to, co można zrobić żeby ludziom żyło się lepiej i to tanim kosztem, to ja chcę żeby było robione. Zacznijmy od butów. Wiadomo, że od tego jakie są buty i jak się w nich chodzi i czuje dany człowiek zależy niezwykle dużo. A nawet o wiele więcej. Dobre, wygodne, dobrze dopasowane buty niosą człowieka przez życie dając mu zadowolenie, energię, chęć działania i co tam jeszcze ktoś chce. Buty niedopasowane z kolei powodują frustrację, niezadowolenie, złość, zmęczenie i co tam jeszcze ktoś chce. Zatem jaki stąd wniosek? Ano taki, że żeby społeczeństwo było zadowolone, żeby miało energię i chęci do pokonywania życiowych przeszkód, tworzenia przyjaznego otoczenia, musi mieć na swoich stopach odpowiednie obuwie. No i w czym problem, powie ktoś? Idź do sklepu i kup sobie co ci pasuje. Po co zawracasz ludziom głowę. No, niby racja. Tylko jest jeden szkopuł. Numeracja. Ja noszę 7,5. To są dla mnie idealnie dopasowane buty. Siódemka za mała, ciśnie w palce. Ósemka za duża, noga już mi w bucie lata. A przecież nie o to chodzi żebym wpychał w czubki jakieś szmaty czy papier bo to nic nie da. A przecież w poprzednim ustroju były połówki w normie dla obuwia. I komu to do diaska przeszkadzało? Pewnie jakiemuś dywersantowi. Ponieważ mogę zrozumieć, że za socjalizmu mogło być gorzej, a uważam, że za kapitalizmu powinno być lepiej, to chciałbym żeby państwo w trosce o dobre samopoczucie swoich obywateli, a tym samym we własnym interesie, przywróciło do życia połówki w numeracji obuwniczej. Proszę o to w imieniu moich obolałych stóp. A zapewne nie tylko moich. Mam cichą nadzieję, że do końca tego roku powstaną przepisy, które te normy przywrócą. Mam taką nadzieję, bo nie chciałbym się denerwować. A nie chciałbym się denerwować, bo zauważyłem taką zależność, że gdy się na coś albo na kogoś denerwuję to taki ktoś, na przykład zaczyna chorować. Albo ma tak zwanego pecha. Tak więc proszę osoby od których to zależy, weźcie się szybko do roboty i zróbcie mi tę przyjemność żebym mógł sobie w przyszłym roku kupić buty z numerem 7,5. Gdy jestem zadowolony to emanuję wokół siebie taką energią, która sprawia, że inni ludzie też są zadowoleni, że im się wszystko dobrze układa i ogólnie robi się miło i przyjemnie. Możecie mi oczywiście nie wierzyć, ale moglibyście chociaż spróbować się przekonać. Albo nie chcieć się przekonać. WSPÓŁPRACA 30/06/2012, godz. 19:44 Z życia wzięte V wpisano: 30.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. o tym, że kiedyś, wpatrywałem się w niebo i zmieniałem trajektorię lotu pewnego obiektu kosmicznego. O tym, że to ja doprowadziłem do rewolucji w Afryce i Syrii. Żeby nie było, że piszę tylko o tym co wiedziałem, chociaż wiedziałem jest tu użyte bardziej zastępczo, bo po prawdzie prawie nigdy nie byłem pewny w stu procentach, że to co piszę albo mówię się wydarzy. Zresztą dość często wydarzało się albo w innym regionie, albo w późniejszym terminie. Trafność zależy od tego w jaki sposób przedstawiam informacje - jeżeli z tego co piszę wynika, że to ja robię albo, że to ja wiem to wtedy najczęściej pudłuję. Wiem jak powinienem pisać te informacje żeby były nawet stuprocentowo precyzyjne, ale, po pierwsze, jak już pisałem sam blokowałem na tyle na ile mogłem zainteresowanie moimi zdolnościami, a po drugie nie wiem czy w sumie mam prawo tak pisać i czy to by nie oznaczało, że jestem kimś kto się podszywa pod bycie kimś. Piszę trochę zagmatwanie, ale niech tak zostanie. Kiedyś w latach około 1998 albo trochę wcześniej napisałem chyba do "Nie z tej ziemi" o tym, że coś tam wywołam. Chyba trzęsienie ziemi i być może pisałem też o katastrofie lotniczej. Nie mogę tego sprawdzić, ale z tego co pamiętam, redakcja nie wydrukowała tego mojego listu przed tymi terminami tylko już po nich ktoś od nich napisał, że przysłałem im taki list i, że nic się nie spełniło. I jeszcze, że ten żart nie był tynfa wart. Już mi się chyba nie chciało im odpisywać, że to nie był żaden żart bo niby czemu miałby być. A co do trzęsienia ziemi to zdaje się, że było, ale w innym miejscu. Kilka razy zauważyłem, że gdy podaję na ten przykład, że zatrzęsie się Ziemia we Włoszech to wtedy trzęsie się ale w Iranie. Chyba w listopadzie 1997 wysłałem też list do "Słowo Polskie" bo był taki jakby konkurs "Zostań Nostradamusem" - należało odpowiedzieć na pytania (bez sensu) odnośnie wydarzeń od 01. listopad 1997 do 31.01. 1998. Podałem tam, że w styczniu 1998 będzie trzęsienie ziemi w Meksyku - nie było; Japonii, a potem w Chinach też chyba nie było; w styczniu 1998 miał też wybuchnąć wg mnie wulkan na Karaibach to nie wiem czy coś było, chyba gdzie indziej była erupcja; na giełdzie miały wystąpić duże spadki to nie wiem co było; w Nigerii miało dojść do zamachu stanu chyba nie było, nie wiem; w Polsce miało dojść do zmiany władzy w 1998, chyba nie było; miała też umrzeć angielska królowa, jak wiadomo żyje do dzisiaj - pytanie brzmiało żeby podać najbardziej optymistyczne, radosne. Nie wiem czemu napisałem o tej królowej, chyba wydawało mi się to ważne. Odnośnie tej królowej - zawsze gdy wydaje mi się, że ma umrzeć i o tym napiszę to umiera jakaś inna osobistość z królewskiego rodu. Podałem też, że dojdzie do katastrofy lotniczej w grudniu 97 a potem w styczniu 98. W styczniu nie było chyba żadnej katastrofy lotniczej, dopiero w lutym, a w grudniu jakaś była ale nie takiego samolotu o jakim napisałem. Miało też dojść do awarii na Mirze, dwóch satelit szpiegowskich i awarii reaktora atomowego. Było też pytanie o to kto zostanie zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni grudzień'97. Podałem, że Austriak. Został chyba Włoch. Ale wtedy był chyba też Slalom Gigant czy coś takiego i tam zdaje się wygrał Austriak. Napisałem też, że 1998 może być rokiem przyjścia Chrystusa albo ujawnienia się Antychrysta. No wiadomo, że nie było. Ale w 1998 roku chyba po raz pierwszy pojawiło się el Nino, a ta nazwa ma chyba coś wspólnego. Tak, że może to o to chodziło - chociaż ja nie byłem tego świadomy. Tak, że wiele razy to co podawałem albo wcale się nie zdarzało albo zdarzało się później, niekiedy nawet kilka lat później. Kiedyś, w latach 90. tych w którymś tam roku nie pamiętam dokładnie ogarnęło mnie jakieś takie zaniepokojenie. Ale niepokój kierowany był w niebo. Ciągle coś kazało patrzeć mi w niebo. Tak przez kilka dni. W końcu zacząłem w myślach zmieniać trajektorię jakiegoś obiektu, też go chyba wyhamowywałem - tak żeby ominął Ziemię. Tak mi coś kazało robić, bo zacząłem odbierać jakby, że może dojść do zderzenia jakiegoś meteorytu albo czegoś takiego z Ziemią. No i tak przez około tydzień. Później jakoś się uspokoiłem, tak jakby zagrożenie minęło. Co do wydarzeń w Afryce to też ja się do nich przyczyniłem - a zaczęło się kilka lat wcześniej gdy przywódca Libii przyjeżdżał do Włoch. Chyba wtedy mi się nie spodobało, że robi z siebie nie wiadomo kogo. Co do Egiptu to też. Zresztą wcześniej już byłem nastawiony negatywnie bo pamiętam, że wywołałem trzęsienie ziemi gdy prezydent Egiptu wybierał się w jakąś podróż po kilku krajach. I po tym trzęsieniu zaraz ją przerwał. Piszę, że to ja, ale wiadomo. To mogło być trochę inaczj - czyli, że to ktoś przeze mnie coś takiego robił. Ale wyglądało jakby ja. Chodzi o to, że ja nie lubię gdy przywódcy kierują się pychą albo zbytnim zdufaniem itp. Stan wojenny w Polsce to też został wprowadzony po tym gdy ja podjąłem taką decyzję. I ta cała rewolucja udała się dlatego, że wywierałem pewien wpływ. Pamiętam, że kiedyś we Wrocławiu na ulicy jakiś facet szedł i zapytał mnie ni stąd ni zowąd kiedy to wreszcie się skończy. To mu chyba nic nie odpowiedziałem, ale miałem już impuls żeby sprawę zakończyć. Że niby zwraca się z tym do mnie. No i skończył się socjalizm. Bałwochwalstwa też nie lubię. Chciałem też znać datę śmierci papieża. No to ją poznałem w listopadzie albo grudniu 2004. Wiedziałem dokładnie, że 02.04.2005. Ale trochę nie chciałem tego napisać. W sumie mogłem to zrobić wpisując datę osobno. Ale jakoś mi umknęło. A skąd wiedziałem? Otóż jakiś czas wcześniej wchodziłem na stronę pana Pająka i tam było, że pewne wydarzenia inspirowane przez pewne istoty dzieją się w określonych dniach. Nie wiem. Ale jakoś tak mi się pomyślało, że to nie będzie pierwszego kwietnia (wg Pająka to taka data) ale drugiego. Może to jakaś wskazówka o tym kto za mną stoi? O czym jeszcze wiedziałem? O katastrofie na targach. I to już kilka lat wcześniej. A było to tak. targi.katowice.pl ma na dole takie obramowanie w kolorze przypominającym żałobę. Zrobione to było od razu gdy powstał serwis, a było to kilka lat przed katastrofą. Nawet wtedy pomyślałem, że wygląda jak żałoba i najpierw chciałem zmienić, ale potem jakby pomyślałem, że ma zostać bo coś się wydarzy. Gdy ten serwis powstał już wtedy chodziło mi po głowie, że na tych targach dojdzie w zimie do zawalenia się dachu. Tylko to bylo takie mało precyzyjne. Ale po prawdzie wtedy jeszcze nie wiedziałem dokładnie kiedy. Ale niepokój taki odczuwałem. Ponieważ ja mam taką możliwość, że pewne wydarzenia mogę powstrzymywać to zaproponowałem tym od targów że jeżeli chcą to mogę podawać daty ich imprez. Nie mogłem im tego powiedzieć bo by nie zadziałało, ale chodziło o to, że dopóki będą zamieszczać te swoje imprezy to ja będę mógł stosować ochronę. No i przez kilka lat byli chętni. Przez te lata w przepowiednie.pl zamieszczałem też info o ich imprezach. Było to w stylu zapraszamy na targi takie to a takie i tak dalej. Ale w roku poprzedzającym katastrofę już zrezygnowali z podania informacji w targi.katowice.pl. Chyba zmienił się właściciel, ale nie jestem tego pewien. I już w październiku czy listopadzie mi napisali, że ich to nie interesuje. No to niestety, ale nie mogłem dalej stosować tej ochrony. Miałem nawet napisać w przepowiedniach, że nie zapraszamy na te targi gołębi, ale w końcu zrezygnowałem, bo niby co miałem napisać? Miałem nadzieję, że ktoś się zorientuje, że nie ma jak co roku zaproszenia i, że to może coś znaczyć. Ale takiej stuprocentowej pewności, że dojdzie do katastrofy też nie miałem. Za to miałem ją już po wyborach na prezydenta, bo z ciekawości pomyślałem sobie, że sprawdzę jak zakończy się ta kadencja. I chodziło mi po głowie, że w katastrofie lotniczej. I to był pewnik. O tsunami koło Sumatry też wiedziałem, tylko datę podałem inną. Ale też wiedział o niej chyba już w grudniu 2003 jakiś indyjski gościu o którym było w telewizji. I dlatego ja tą datę podałem chyba inną niż on, żeby nie powielać. A po tym tsunami koło Sumatry też od razu wiedziałem o tym, że następne większe tsunami będzie w Japonii w 2011. Miałem nawet już wtedy o tym napisać, ale pomyślałem, że ledwo jedno było a ja już piszę o następnym. No i postanowiłem, że podam to za kilka lat. Później już mi się daty zatarły w pamięci. Ale w lutym 2011 wiedziałem, że 11 marca ma być jakieś tragiczne trzęsienie i podałem, że w Peru będzie żałoba po trzęsieniu. Pewne rzeczy wiem dokładnie, ale jeżeli nie napiszę od razu gdy je wiem to potem mi się nakładają następne i trochę mi się myli. Ale o Katrinie też wiedziałem (wydarzenie polityczno-społeczne), o zamachu na szkołę w Biesłanie też napisałem, że dojdzie do końca pewnej epoki. Ten zamach był takim końcem epoki. O wieżach też wiedziałem już chyba w czerwcu, tylko mi się wydawało, że do zamachu dojdzie w lipcu. Ale nie bylem zbyt pewny kto za nim stoi. No dobra. Trzeba deko odpocząć. WSPÓŁPRACA 29/06/2012, godz. 19:03 Z życia wzięte IV wpisano: 29.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Świebodzice c.d.. O tym, że jedynym sposobem na to, żeby mnie powstrzymać było to, żeby mnie przekonać że może mi tu być dobrze. Liczyłem na to, że, ponieważ jest to takie proste, to ludzie nie będą mieli z tym problemu. Ale i o tym, że ja postawiłem warunek, że to ludzie mają mnie przekonać, że im na tym zależy. I to nie wtedy, gdy już będą wiedzieli o co biega, a wcześniej. Ale jednak, jakoś ich to nie interesowało. To oczywiste. Bo oni czekali na kogoś kto będzie odpowiedni wg ich wzorców. Ale ja uważałem, że to by było zbyt proste i zbyt mało przekonujące o ich intencjach. Dlatego postanowiłem, że trochę się zamaskuję. Niedobrze. Tak się blokowałem, żeby nie doszło do uaktywnienia tych wydarzeń, które niedługo nastąpią. Nawet robiłem coś co jest sprzeczne z moją osobowością, a co miało mi zagwarantować brak medialnego zainteresowania moją osobą. Ale niestety. Jestem w punkcie, a nawet już go przekroczyłem, który, zdaje się, rozpoczyna nowe rozdanie. Dla kogoś z boku, to co piszę, wydawać się może bez sensu, ale ja kojarzę to co kiedyś wiedziałem o swojej przyszłości, z tym co się aktualnie dzieje. Ale wychodzi na to, że wszystko co robię i robiłem, w tym moje próby zatrzymania biegu wydarzeń, jest elementem układanki i zostało uwzględnione w scenariuszu zdarzeń. Tak jak byłem o tym poinformowany. Tym, co może mnie zablokować jest miłość. Przecież ludzie mieli wpajane to przez wieki. Nie bez powodu była podana ta informacja i był kładziony na to nacisk. Kiedyś, zdaje się po koloniach, szliśmy jakąś grupką małolatów Świdnicką i zdaje się, że powiedziałem wtedy jednej dziewczynie, że będzie miała własny hotel czy coś w tym stylu. Wtedy był socjalizm i posiadanie hotelu było utopią. Na pewno mnie zapytała o to co ją spotka w przyszłości i dlatego jej to powiedziałem. A skoro zapytała to musiałem wcześniej grupce powiedzieć coś, co się spełniło. Nie pamiętam czy tak było i co to było, ale to już mniejsza z tym. Wiele rzeczy wiedziałem, że będą. Że ceny będą duże chociaż wtedy nie miałem pojęcia o tym co to jest inflacja. Kiedyś szedłem sobie ulicą w stronę Świdnckiej, gdy po prawej stronie zauważyłem, że przy dawnej kolekturze stoi grupka osób. Coś mnie tknęło i poszedłem sprawdzić co się dzieje. Ale nie tak z ciekawości, coś mnie jakby tam pchało psychicznie. Podszedłem, pytam co oni tak stoją. Drzwi nie można otworzyć, ktoś odpowiedział. Wszedłem dalej. Szefowa kolektury mówi, że klucz się nie chce w drzwiach obrócić, że już wiele razy póbowała, inni zresztą też i nic. Wziąłem podszedłem, złapałem ten klucz i bach, otwarte. No, byli chyba w szoku. Ale drugi raz, w innym miejscu, już mi się ta sztuka nie udała - pewnie dlatego, że miałem inne podejście na zasadzie "ja to zrobię". A tu guzik. Albo to. Pewna dziewczyna, która też miała być elementem zablokowania mnie, niestety nie udało się, bo mnie zablokowała, ale nie tak jak miała, a więc ta dziewczyna wyszła w końcu za mąż. Ale mi to oczywiście się nie podobało - chociaż ja szanuję cudze wybory i wiem, że każdy ma prawo robić to co chce. Ale jakby nie było nie mogłem się z tym pogodzić. I tu nie tyle chodziło o nią, że miałem do niej jakieś pretensje, tylko o to, że nie mogłem nic w tej sprawie zrobić, bo blokada była permanentna. No więc wyszła za mąż. Ale ja uparcie blokowałem, no, aż nie chcę pisać wprost, bo to jednak czyjeś życie, ale może tak miało być. No więc nie zgadzałem się wtedy żeby miała dzieci. I to dość długo. A umiem to robić gdy jestem emocjonalnie nakręcony. W końcu po ładnych paru latach matka mi mówi, że rozmawiała z jej babcią a ta narzeka, że w końcu umrze a dzieci .... nie zobaczy. No to powiedziałem wtedy matce że może powiedzieć babci .... że jej wnuczka będzie miała trzy córki. No bo sobie pomyślałem, że skoro babcia wstawia się za wnuczką to cóż robić? Trzeba pomóc. Pomóc w sensie, że muszę przestać blokować. No i jak się pewnie domyślacie, koleżanka ma trzy, dorosłe już córy. To zdarzenie ma też jeszcze jeden aspekt o którym nie napiszę bo wielu uznałoby to co najmniej za herezję. A nie ma takiej potrzeby żeby o tym informować. Właściwie od dzieciństwa było ze mną coś nie tak. Nawet jak sobie siebie przypominam to mógłbym powiedzieć o sobie, że miałem jakieś zalążki tego stanu który określa się jako chorobę, nie pamiętam jak się nazywa. Chodzi o to, że te dzieci żyją w tym swoim świecie i nie nawiązują kontaktu z otoczeniem. Coś takiego też mnie nieraz jakby ogarniało. Tylko w sumie nie wiem czy to ja miałem skłonność czy może po prostu miałem jakiś przebłysk związany z kimś albo czymś związanym z tą chorobą. Co tu jeszcze chciałem napisać? A, już wiem. Zawsze uważałem, że umiem, a jeżeli nie umiem, to umiem się nauczyć jak sterować pogodą i tym podobnymi. Mogę powiedzieć, że zawsze mnie to jakby bardziej interesowało niż typowe życie czy choćby praca. No, ale wiadomo. Dookoła każdy, a przynajmniej większość uważa, że takie rzeczy nie są możliwe. W sumie gdyby mi ktoś proponował milion za to że przez miesiąc będę kopał jakiś rów, albo za to żebym sprowadził w ciągu tego miesiąca dajmy na to deszcz do Portugalii i żeby ten deszcz tam przez tydzień padał, to każdy wolałby kopać ten rów, a ja wybrałbym to drugie. Tacy ludzie jak ja nie powinni w ogóle pracować fizycznie, chyba, że dla przyjemności i relaksu. Dlaczego o tym piszę? Bo to ważne dla innych. Nas przymus pracy tak stresuje, że nie możemy właściwie funkcjonować. Nawet jeżeli zarabialibyśmy jakieś duże pieniądze. Nie da się. Funkcjonujemy w trochę inny sposób. Zwłaszcza psychicznie. A gdy popadamy w stres albo coś w tym stylu, to, przynajmniej tak jest ze mną, odbija się to na wydarzeniach. Po co o tym piszę? Żeby ludzie wiedzieli co tu jest mniej więcej grane. Jak pisałem poprzednio, miałem, albo tak mi się wydawało, przez jakiś czas luz od tego mojego stanu. Wtedy nie kojarzyłem związku tego co się wydarza na świecie ze mną. Ale w 1985, zdaje się na kilka, góra trzy dni, przed trzęsieniem w Meksyku coś mnie tak jakby zastanawiało (byłem wtedy chyba na kilkudniowym urlopie), coś skupiało moją uwagę, odrywało od otoczenia. Wtedy jeszcze nie kojarzyłem o co w tym chodzi. Ale gdy za te kilka dni usłyszałem o tym trzęsieniu to zaczęło do mnie docierać, że między mną, a tym trzęsieniem jest jakiś związek. Jeszcze nie domyślałem się jaki. Ale czułem, że coś zaczyna się dziać. WSPÓŁPRACA 28/06/2012, godz. 18:13 Z życia wzięte III wpisano: 28.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Świebodzice. No tak. Pojawiłem się w tym mieście trochę wcześniej, ale miasto zobaczyło mnie 22.08.1963 coś po piątej rano. Ledwie się pojawiłem obwieściłem obecnym przy tym wydarzeniu kim jestem i po co przybyłem. Ale, że oni odebrali to jako wrzask ledwo co urodzonego niemowlaka to moja tyrada nic nie dała. W prezencie, za to że się zjawiłem, dostałem dwa imiona cobym mógł ich używać do woli kiedy tylko mi się żywnie spodoba. Ciekawe czy jak ma się dwa lub więcej imion to ma się też tyle osobowości? Czas płynął, ja powoli rosłem aż w końcu nadszedł 01.09.1970 w którym to dniu udałem się z rana w towarzystwie rodzica do przybytku zwanego szkołą. Tam w oczekiwaniu nie wiedzieć na co stałem na podwórku. I tamże zobaczyłem po raz pierwszy pewną czarnowłosą równolatkę, która również ze swoim ojcem stała i czekała jak ja. Ujrzawszy to zjawisko miałem tylko cichą nadzieję, że los okaże się łaskawy i da mnie do tej samej klasy co ją. Okazał się łaskawy. Ale niezbyt szczodry. A nawet wręcz sępiasty. Po kilku dniach kiedy to dzielili nas na klasy, nasza wychowawczyni i naczycielka pani Dagmara usadziła nas w ławkach według swojego uznania. Nie muszę chyba pisać, że liczyłem na to, że będę siedział obok czarnulki. Ale nie. Musiała mnie posadzić za nią. Chyba na jakąś chwilę, może na dzień lub dwa posadziła mnie z nią, widocznie już wtedy miałem w miarę rozwiniętą telepatię. Ale później mnie przesadziła z powrotem. Jak ktoś ma od urodzenia, że nie może być za bardzo zadowolony z życia to niestety, przechlapane. W szkole jak to w szkole. W pierwszej klasie stopni chyba nie było, nauka zdaje się była w miarę przyjemna tylko jakoś niezgodna z miomi oczekiwaniami. Sądziłem, że będą sprawdzać jakie mamy zdolności i każdego uczyć je rozwijać. Ale prawda okazała się trochę bardziej nudna. Mieliśmy uczyć się tego co nam każą. Nawet jeżeli nie mamy na to ochoty. Kiedyś na lekcji rysunku (chyba w drugiej klasie) mieliśmy malować domy. Namalowałem jak umiałem, chociaż talentu nie mam za grosz. Dach pomalowałem w różnokolorowe dachówki, dumny że zostanę pochwalony za twórczość i inwencję. A byłem łasy na pochwały. No to czekam aż obejrzą. Były chyba wtedy dwie nauczycielki na tych zajęciach. Zaczęły oglądać ten mój rysunek i dawaj mnie pytać gdzie ja widziałem takie kolorowe dachy. I to takim tonem, że wydawało mi się, że mi zaraz głowę utną. No to chyba nic nie powiedziałem tylko zwątpiłem w sens takiej nauki. Zdaje się, że w drugiej klasie podstawówki poszliśmy do pierwszej klasy religii. Nie pamiętam czy to w pierwszej klasie religii czy może drugiej ta siostra czy jak ją tam nazywali mówiła coś o tym, że Jezus jest Chrystusem. Chyba pierwszy raz o tym słyszałem. A dlaczego o tym piszę? Bo miałem wtedy ochotę wstać i na głos powiedzieć (chyba nie powiedziałem, nie pamiętam) mniej więcej tak: proszę nie kłamać, bo to ja jestem ... Wiadomo o kogo mi chodziło. Daję słowo, że tak było. Byłem święcie przekonany, że mam prawo tak powiedzieć. No, ale w końcu chyba nie powiedziałem. Co do religii i kościoła to nigdy nie miałem ochoty żeby tam chodzić. Zwłaszcza od kościoła mnie odpychało. Na religię chodziłem z jednego powodu. Bo chodziła na nią też czarnulka. A dla mnie każda godzina spędzona w jej pobliżu to było to o co mi chodziło. Co do religii to prawie nie poszedłem do komunii. A nawet wręcz byłem zły, że mnie zmuszają do tego. Na, około tydzień przed, ksiądz miał poważne zastrzeżenia i poinformował mamę, że o ile nie opanuję na pamięć wszystkich obowiązujących prawd wiary i co tam jeszcze było, a było tego niemało to nie mam co myśleć o komunii. Mi to było na rękę, bo uważałem zmuszanie mnie do wyznawania takich reguł, za niezgodne z moimi przekonaniami. Ale mama coś mi tam nagadała i zgodziłem się dla świętego spokoju być grzecznym i posłusznym dzieckiem. W jeden dzień opanowałem to czego miałem się nauczyć i ksiądz oczywiście zgodził się żebym przystąpił do tej komunii. W sumie nie uważałem się nigdy i nadal nie uważam się za katolika. Piszę o tym po to, żeby sprawa była jasna i klarowna. Gdzieś w czasie gdy miałem chyba z dziewięć i pół lat albo ciut mniej, ale na pewno dziewięć, spotkało mnie coś takiego. Pewnego dnia, chyba po powrocie z kościoła albo religii wyszedłem wieczorem na podwórko i chyba myślałem o czymś związanym z tym co usłyszałem w kościele. Pamiętam, że myślałem wtedy o tym żeby zapamiętać ile mam lat bo kiedyś będzie mi to potrzebne. No więc miałem wtedy takie myśli, że chciałbym zostać swiętym. Bo chyba o tym było w kościele lub na religii. Wiem, że w myślach nawijałem, że ja chcę zostać świętym, że się nadaję i takie tam. Nie wiem jak to napisać, bo wiadomo, ktoś pomyśli, że to jakaś schizofrenia albo coś w tym stylu. Nie, nie nikogo nie zobaczyłem, z nikim nie rozmawiałem ani nic z tych rzeczy. Jedynie jakby ktoś (nie twierdzę, że ktoś, może ja sam, ale wyglądało jakby ktoś) mówił mi w myślach. Chodziło o to, że zaczęło się od tego, że gdy myślałem o tym, że chciałbym zostać świętym to najpierw, ale po kilku moich intensywnych deklaracjach o gotowości, pojawiła się myśl mniej więcej taka: wreszcie go znaleźliśmy. Tak jakby moje myślenie uruchomiło jakiś kontakt. Tych myśli, w sensie przynależnych do kogoś, było jakby dwa rodzaje. Tak jakby było dwóch rozmówców. No i prowadziliśmy taki myślowy dialog. Mniej więcej chodziło o to, że ja nalegałem na to, że chciałbym robić coś dla dobra ludzi, jeden z nich (od tych myśli) był jakby skłonny dać mi jakąś rolę a drugi wręcz przeciwnie. Uważał, że nie nadaję się, że w sumie narobię więcej szkody niż pożytku i w tym stylu. Ja nie odpuszczałem, oni jakby się naradzali i w końcu uznali, że niech tam. Mogę spróbować, ale na własną odpowiedzialność. No to zapytałem w myślach co miałbym robić i kim być. Tak jakbym pytał jaka rola mi przypadnie. Miałem nadzieję, że może mam być (no nie będę pisał wprost, ale można się domyślić). Ale mi stanowczo, zwłaszcza ten sceptyczny, powiedzieli, że mogę co najwyżej zostać jednym z dwóch świadków. No to pomyślałem do nich, że dobrze. Wtedy nie miałem pojęcia o żadnych dwóch świadkach - piszę to po to żeby było wiadome, że nie miałem o tym swojej własnej wiedzy. No i zapytałem co będę robił to mi tymi myślami powiedzieli, że będę wywoływał trzęsienia ziemi, że będę miał wpływ na różne wydarzenia i jeszcze więcej w tym stylu. Powiedzieli mi też jak mam to robić. Nie pamiętam, ale chyba nie do końca byłem z tego zadowolony. Miałem jakieś wątpliwości czy to dobrze, że będę robił coś takiego. Nie pamiętam co mi odpowiedzieli, ale chyba raczej mnie uspokajali. Poza tym powiedzieli mi tymi myślami, że póki co to mam od tego luz, że dopiero za jakiś czas, za ileś lat zacznę tą działalność. Prawdę mówiąc miałem wtedy poważne wątpliwości czy aby na pewno byłem pod właściwym adresem, że się tak wyrażę. Pod koniec tej "rozmowy" miałem jeszcze takie myśli, jakby pojawił się tam jeszcze ktoś, z tej, przeciwnej strony i pytał mnie czy, dokładnie nie pamiętam i nie chciałbym czegoś zmyślić, ale mniej więcej chodziło o to czy nie chciałbym skorzystać z jego oferty. Tamte głosy jakby mnie od tego odwodziły, ale ja oczywiście skorzytałem uzasadniając to tym, że, aby pokonać przeciwnika muszę jakby mieć z nim do czynienia. Mniej więcej taki był sens. Dlaczego o tym piszę? Żeby obraz był właściwy. Poza tym. Jeżeli ktoś ma chęć złożenia podobnych deklaracji to powinien wiedzieć, że może być nie tylko trudno, ale też że to jest raczej droga w jednym kierunku. I, że trzeba umieć się zabezpieczyć bo można wpaść w depresję. Co do tych wątpliwości to dokładnie nie pamiętam czy miałem je już w tym samym dniu czy może dopiero następnego bądź po kilku dniach. Ale miałem. Sądzę, że to była jakaś forma zablokowania mi tych możliwości, ta druga, przeciwna strona to pewnie też element tej blokady. Chodziło o to, że te "możliwości" są energetycznochłonne a młoda psychika narażona na takie przeciążenia mogłaby tego nie wytrzymać. Oczywiście nie wiem kim ewentualnie mogliby być moi rozmówcy oraz czy wogóle jacyś byli. Próbę rozwikłania tego rebusa pozostawiam czytelnikom. Co zaś do tych "zdolności" to je posiadam. Chociaż słowo posiadam niekoniecznie jest właściwym. Bo raczej właściwszym jest, że jestem ich użytkownikiem. WSPÓŁPRACA 09/07/2012, godz. 12:40 Z życia wzięte IX Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochę. Jeszcze o Spoza Gwiazd. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 08/07/2012, godz. 10:49 Z życia wzięte VIII wpisano: 08.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało, a może dopiero spotka. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Dzisiaj też z trochę innej beczki. A może mi się to tylko śniło, albo tylko to wymyśliłem, a może wszystko po trochu. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 07/07/2012, godz. 14:32 Z życia wzięte VII wpisano: 07.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Dzisiaj też z trochę innej beczki. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 05/07/2012, godz. 22:45 Z życia wzięte VI wpisano: 05.07.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Dzisiaj z innej beczki. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 30/06/2012, godz. 19:44 Z życia wzięte V wpisano: 30.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 29/06/2012, godz. 19:03 Z życia wzięte IV wpisano: 29.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Świebodzice c.d.. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 28/06/2012, godz. 18:13 Z życia wzięte III wpisano: 28.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Świebodzice. WSPÓŁPRACA 26/06/2012, godz. 18:36 Nie jestem do końca tego pewny. Modlin. Wpisano: 26.06.2012 Odnośnie tego naszego kumpla, z którym przyjechaliśmy do Modlina a o którym napisałem, że zmarł. Jakoś tak naszły mnie wątpliwości czy dobrze to pamiętam. W końcu tyle się wtedy działo, że stres był nieodłączną częścią naszego życia. Może tak być, że nie zmarł, a tylko rodzice go zabrali. I chyba tak było, że został zwolniony z wojska. No nie wiem. Tak namieszałem, że nic już więcej na ten temat nie napiszę dopóki nie będę tego pewny. WSPÓŁPRACA 25/06/2012, godz. 17:49 Z życia wzięte II wpisano: 25.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Modlin. W roku 1985, w kwietniu, pojechałem do Gołdapi. Na szkółkę. Artyleria przeciwlotnicza. Po półrocznym pobycie w czasie którego musiałem biegać, strzelać, mieć warty i tym podobne przeżycia ekstremalne, przy których dzisiejsze skoki na linie to mały pryszcz wybraliśmy się w kilku, zdaje się w sześciu, z tych pięciu pamiętam po imieniu tylko Marka, do Modlina. Żeby odsłużyć pozostałe 1,5 roku już w jednostce docelowej. Nawiasem mówiąc wcale nie wspominam jakoś szczególnie miło tamtego okresu. Ani szkółki, gdzie musieliśmy się dożywiać naleśnikami z kantyny, które szły jak woda gdy wypuszczali nas na przerwy. Ja dodatkowo znalazłem za łóżkiem obluzowaną klepkę w podłodze i tam ukrywałem jakieś ciastka itp., żeby mieć jakiś zapas jedzenia - z początku do kantyny mieliśmy zakaz. Ale znaleźli - miałem przez to jakąś pogadankę z dowódcą. Ani tym bardziej Modlina. Ale mniejsza z tym. Na jesień, zdaje się w październiku ruszyliśmy do tego Modlina. A o Modlinie to krążyły legendy niczym o czarnej wołdze. No, ale dotarliśmy późnym popołudniem. A ponieważ to była chyba niedziela, to kadry nie było, poza jakimś z lekka napitym oficerem porucznikiem, który miał dyżur oficerski. Póki co dali nas chyba na pierwszą baterię i poszliśmy spać. Ale długo nie pospaliśmy. Bo w nocy zaczęli wracać z przepustek dziadki i cywile - cywil to żołnierz któremu zostało już mało dni do wyjścia. Wrocili i dawaj nas budzić, stawiać na baczność i oczywiście inne elementy musztry. Zwłaszcza jeden z tych typków był szczególnie zawzięty. Mnie jakoś ominęło ich zainteresowanie. Ale ta noc nie skończyła się dla wszystkich z naszej grupy tak dobrze jak dla mnie. Niestety. Jeden z naszych, chyba po kilku dniach, zmarł. O ile pamiętam, z powodu odbitych nerek. Nie pamiętam jego imienia. Nie chciał wykonywać poleceń więc nam kazali iść spać, a jego wzięli z sali. Po kilku dniach przyjechali jego rodzice żeby załatwić formalności. Musieli przeżyć głeboki szok gdy się dowiedzieli, że ich syn nie żyje. My zresztą też. Minęło około pół roku. W tym czasie wdrażałem się (bardzo opornie) do obowiązków, marzłem - zimą sale były nieogrzewane, bojlery w łazience zepsute, woda lodowata (III bateria) i ogólnie było tragicznie. Żebyśmy w nocy nie marźli tak bardzo dali nam po jeszcze jednym cienkim kocu. Spaliśmy w tym czasie na jednej sali z szeregowymi bo nie było w tym czasie dla nas wolnego odpowiedniego pomieszczenia. A zima 85/86 nie była wcale taka łagodna. A przecież na tym wojskowym jedzeniu to nie szło wyżyć. Ale jakoś przetrwaliśmy. Nadeszła wiosna 1986. W kwietniu, około połowy kwietnia 1986 zaczęły mnie nachodzić jakieś dziwne myśli coś jakby: zgadzasz się? Powinieneś się zgodzić. I tak prawie bez przerwy. Jakby ktoś ze mną rozmawiał telepatycznie. Najpierw zdecydownie, w myślach, mówiłem, że nie. Chodziło o to, że pytania sugerowały, że powinienem się zgodzić na to żeby zostać jakimś, że tak powiem wybrańcem (to słowo przychodzi mi teraz na myśl, ale wtedy bylo użyte inne, ale już nie pamiętam jakie. Sens mniej więcej ten sam). Wciąż miałem opory, nie godziłem się przyjąć tego o czym praktycznie nie miałem żadnego pojęcia. w końcu przecież z nikim nie rozmawiałem, tylko to były jakby takie myśli, fakt, że chyba nie moje. Im bardziej byłem oporny tym bardziej te myśli były alarmistyczne. Pojawiały się ni stąd ni zowąd i wręcz niemal nakazywały mi żebym się zgodził. Bo, z tego co rozumiałem, odmowa groziłaby jakimś dużym zagrożeniem dla świata. Czułem, że te myśli są jakieś zaniepokojone. W końcu po wielu oporach zgodziłem się, że będę tym kim tam niby mam być. Zaznaczam, że to nie była jakaś rozmowa z kimś tylko jakby same myśli. A za dwa, albo trzy dni nagle zrobił się w jednostce jakiś niepokój. Czuć było, że zagrożenie wisi w powietrzu. Nie pamiętam, ale chyba dopiero po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że była awaria w Czernobylu. I wiecie co? Chyba miałem z tym coś wspólnego. Tylko nie wiem dokładnie co. Czy za późno się zgodziłem i doszło do katastrofy, czy może przez to, że się zgodziłem nie doszło do czegoś jeszcze gorszego. A. Już wiem. Gdy się w końcu zgodziłem, to miałem wrażenie, jakby te myśli mówiły, że to już za późno. Minął kwiecień, później przyszedł nowy rocznik. Życie w jednostce i na baterii płynęło swoim torem. Miałem jechać na przepustkę. A właściwie na kilka łączonych. Albo to był jakiś niewykorzystany urlop. Ale porucznik mnie wrobił w służbę, bo na urlop pojechali inni i musiałem zostać. A bardzo chciałem jechać. Wściekłem się, wrzeszczałem na niego, ale tylko się uśmiechał tymi swoimi oczkami. Wreszcie postawił mnie chyba na baczność i się uspokoiłem. Ale zanim się uspokoiłem to mu chyba coś jeszcze powiedziałem. A, już wiem. Kadra, w tym on też, jechali na jakieś ćwiczenia czy coś w tym stylu gdzieś na poligon czy do lasu i ja miałem pełnić przez tydzień albo dwa obowiązki dowódcy baterii. Bo studenci też wybywali na ćwiczenia. No to mu wtedy chyba powiedziałem, że coś mu się stanie. nie pamiętam dokładnie. Ale po powrocie drugi porucznik powiedział mi, że coś na tamtego jakieś rusztowanie albo coś innego spadło, albo, że to tamten porcznik (dowódca) z czegoś spadł. Nie słuchałem za bardzo bo wciąż byłem wściekły za to, że nie pojechałem na urlop. Ale po powrocie puścili mnie chyba nawet na dłuższy urlop niż początkowo chciałem. WSPÓŁPRACA 24/06/2012, godz. 23:38 Z życia wzięte wpisano: 24.06.2012r. Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokladnie zapamiętane. Gdy w roku 1997 sierpień/wrzesień byliśmy na Bawarii, niby pracować, ale z powodu pogody siedzieliśmy i się nudziliśmy, to pewnego wieczoru usiedliśmy ja, Wojtek, chyba Lucyna i jeszcze ktoś, ale już nie pamiętam dokładnie kto, może Grzesiek, przy stoliku z tyłu fabryki (ogórki u młodego). Wojtek jak zwykle chyba ze swoim winem albo piwem. W pewnej chwili, jak to Wojtek, coś tam nawijał o małżeństwie i zapytał mnie czemu się nie żenię i takie tam. Dokładnie nie pamiętam co odpowiedziałem, ale zdaje się, że powiedziałem najpierw, że moja żona jeszcze się nie urodziła (na odczepnego) albo chciałem to powiedzieć. Potem powiedziałem (albo się poprawiłem) chyba, że ta z którą mam się ożenić jest jeszcze młoda, a ja ochajtam się po, no nieważne. Albo Wojtek, albo ktoś inny zapytał mnie, zdaje się o to czy wiem jak ma mieć na imię. Nie pamiętam dokładnie czy to powiedziałem czy tylko pomyślałem - imię chyba powiedziałem, a czy powiedziałem nazwisko to nie pamiętam. Ale pamiętam jakie to było nazwisko. Dlatego pamiętam, że jest charakterystyczne i nawet wtedy trochę się dziwiłem czy to na pewno chodzi o nazwisko. Coś tam może jeszcze opowiadałem o tej mojej przyszłej żonie, ale nie za dużo. Później chyba temat się urwał, posiedzieliśmy jeszcze trochę i zdaje się, że każdy poszedł do swoich spraw. Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie sprawa się urealnia. Chyba. Przynajmniej pewna jej część. Do ubiegłego tygodnia nie wiedziałem jak pewna osoba ma na nazwisko, a prawdę mówiąc wydawało mi się, że nazywa się trochę inaczej. Ale w ubiegłym tygodniu właśnie to odkryłem. W sumie mogłem dowiedzieć się wcześniej ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy aby to sprawdzić. Chociaż to prosta sprawa. Tak jakbym nie mógł tego zrobić. No, ale w ubiegłym tygodniu coś mnie jakby nakierowało i sprawdziłem. A dzień lub dwa po, nagle mi się przypomniała tamta rozmowa z 1997 roku. Co do tego czy to dojdzie do skutku jestem sceptyczny. Bo niby z jakiej okazji miałoby dojść. Pewnie chodziło tylko o ten styk pomiędzy tamtym wydarzeniem a obecnym. A i jeszcze coś. Rok wcześniej, końcówka czerwca/lipiec/sierpień też byliśmy w podobnym gronie, w tym samym miejscu. I wtedy zrobiłem coś takiego: napisałem na kartce, którą powiesiłem na tablicy ogłoszeń, że do któregoś dnia, zdaje się, że to miało być za tydzień, dojdzie do katastrofy lotniczej. No i w ostatnim dniu doszło. Zdaje się, że to był niemiecki samolot pasażerski. Nawet jeden z obecnych tam, po tym jak doszło do tej katastrofy, wziął mnie ze swoją żoną do swojego pokoju i koniecznie chcieli wiedzieć czy potrafię podać numery do totka. No niestety. Nie potrafię. WSPÓŁPRACA 26/06/2012, godz. 18:36 Nie jestem do końca tego pewny. Modlin. Wpisano: 26.06.2012 [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 25/06/2012, godz. 17:49 Z życia wzięte II wpisano: 25.06.2012 Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokładnie zapamiętane. Modlin. [ więcej.. ] WSPÓŁPRACA 24/06/2012, godz. 23:38 Z życia wzięte wpisano: 24.06.2012r. Czyli o tym co mnie kiedyś spotkało. Historie prawdziwe, ale może nie do końca dokladnie zapamiętane.
Szukaj